Ks. Ignacy Hilary Ladach (1768 - 1846)

Krótkie wspomnienie życia ks. Ignacego Hilarego Ladacha plebana w Jaksicach. Zawsze potomność zwykła z ukontentowaniem przypominać sobie swych poprzedników czyny. Niechże przeto będzie mi wolno wspomnieć w krótkości o życiu zmarłego kapłana. Ignacy Hilary Ladach urodził się w Nowem Mieście, inaczej Wejerowo, zwanem, w województwie i dyecezyi pomorskiej w roku 1768. Pierwsze jako i dalsze nauki odbył w miejscu swego urodzenia w szkołach pod dozorem X.X. Reformatów w Wejerowio. Po ich ukończeniu udał się do szkół XX. Pojezuilów ua Scbottland pod Gdańskiem, poczem wkrótce wstąpił do Zakonu XX. Karmelitów tamże, gdzie po odbytym nowicyacie, został przesłany do tak zwanego zakonnego seminaryum do Obór klasztoru tegoż zgromadzenia w powiecie lipniewskim, w dyecezyi płockiej, a jako odznaczający się w postępie nauk został przesłany na ukończenie tychże do Kłodawy, do klasztoru tegoż zgromadzenia, z tamtąd do Warszawy, aby mógł mieć większą sposobność oprócz nauk potrzebnych stanowi duchownemu, obeznać się z więcej wiadomościami. Tam to uniesiony młodzieńczym zapałem, widząc budzącego się ducha narodu, pomimo że był już subdiakoncm, walczył w szeregach narodowych, w powstaniu wiekopomnego Tadeusza Kościuszki i to powinno zaspokoić tych, którzy męża tego w odwrotnem wystawiali sobie świetle. Po upadku narodu i zabraniu wodza, ranny powrócił do zacisza klasztornego do Poznania u Bożego Ciała, tam pozyskawszy od św. Stolicy Apostolskiej uwolnienie a Censuris, został na dyakona wkrótce i na kapłana wyświęcony przez JWgo Mathy biskupa, sufragana poznańskiego w roku 1796. Nowo wyświęconego kapłana, filozofa, teologa, poetę gładkiego i przekonywającego mówcę najpierw przeznaczono na nauczyciela kleryków zakonnych, zaś wkrótce na kapelana kościoła parafialnego w Brudzewie. Ale widząc publiczność tak duchowna jako i świecka, znakomite w nim zdolności, wyrobiła mu sekularyzacją, po której uzyskaniu, sprawował przez kilka lat urząd plebana w tym samym miejscu. Później pozyskał plebanię w Graboszewie, gdzie nie uszedł przenikliwości znawcy ludzi ks. prymasa Ignacego Hrabi Raczyńskiego, który uczynił go dziekanem, na którym to urzędzie nie tylko pozyskał zadowolenie swojej duchownej władzy, ale też miłość i zaufanie swoich dekanalnych duchownych braci. Po śmierci ś. p. Górzeńskiego arcybiskupa połączonych archidiecezji, gdy wstąpił na wakującą stolicę ś.p. Wolicki, nie uszedł również X. Ladach jego baczności, który mianował go kanonikiem archikatedry poznańskiej, ale podeszły w latach kapłan, przywykły przez wiele lat do życia wiejskiego, będąc przejęty miłością ojcowską dla swej familii, przeniósł spokojność i skromność nad okazałość i wystawność towarzystw wyższego świata, przeto za tę podziękował dostojność. Znawcy i miłośnikowi botaniki największą było przyjemnością, przechadzać się po ogrodzie, cieszyć się przyjemnością kwiatów, które częstokroć własną sadził ręką. To upodobanie w botanice, jednało mu miłośników tej nauki, jego zaś przyjemna i razem poważna postać zapewniała mu w każdym do kogo się zbliżył, lub kto się do niego zbliżył, winne uszanowanie. Jego domowa rządność, gościnność, uprzejmość w towarzystwach, zwracały każdego na siebie uwagę, aż nareszcie od najwyższej krajowej władzy odebrał Order Orła Czerwonego III klasy, lecz z tej ozdoby nigdy się nie chlubił, dwa lub może trzy razy w życiu swoim miał ją na swych piersiach. Na ko niec pozyskawszy nominację i potwierdzenie na plobanię w Jasicach, przeniósł się na tę posadę 1833. w dniu 18 marca, podziękowawszy za urząd dziekana. Tu przy wiernym pełnieniu obowiązków plebana oddał się zaciszu życia domowego, a w stosownej roku porze chodowaniem ulubionych kwiatów. Dalekim będąc od gnuśnego próżniactwa, w nudnych zimy wieczorach brał albo książkę w rękę albo niekiedy pióro, i kreślił łagodno ale szczytne w ojczystym języku rymy, użyczał je publiczności, ale skromność jego nie dozwalała mu jako autorowi wystąpić z niemi publicznie. Nikt nie wyszedł z domu jego zasmucony, każdego to radą, to datkiem w miarę możności wspierał. Ale w tym ostatnim zachował przepis św. ewangelii, że niewiedziała o tem lewica, co czyniła prawica. Na ostatku osłabiony pracą, nachylony wiekiem ku zachodowi życia doczesnego, zasłabł w miesiącu grudnia r. z., która to choroba stopniami się wzmagając, smutną była przepowiednią, że tak szanowny kapłan, przyjemny spółeczności ludzkiej mąż, niedługo zniknie z liczby żyjących. Widząc koniec zbliżający się tej pielgrzymki, prosił o rekoncyliacyą duchowną, którą uczyniwszy, w kilka dni potem odebrał ostatnią absolucyą, i przyjął święty wiatyk, i o statnie namaszczenie, przy czem pożegnał się ze zgro madzonymi u siebie parafianami. Przytomność umy słu, która zawsze towarzyszyła mu za zdrowia, nie opuściła go i w chorobie aż do momentu konania. Tak tedy po długich cierpieniach na dnia 18 marca w trzynastoletnią rocznicę dnia przybycia swego do Jaksic o godzinie 9 rannej, zakończył to życie. Zwłoki jego na cmentarzu w Jaksicach w miejscu przez niego za życia wskazanem i w grobie podług jego dyspozycyi urządzonym na dniu 21 marca przez miejscowego dziekana WJX. Budzyńskiego, plebana łabiszyńskiego, w assystencyi duchowieństwa, i licznego zgromadzenia ludu, po ukończonem żałobnem nabożeństwie zostały pochowane.
Ks. A. Ryński, pleban w Tucznie, 28 kwietnia 1846
Przygotował: A.Ł.