Ks. Jan Bielawski (1823 - 1886)

Dnia 13 maja 1886 o godzinie 10.30 w nocy umarł nagle. Wieść ta żałobna boleścią przejęła serca parafian, bo w zmarłym pasterzu stracili nie tylko jednego z najgorliwszych kapłanów, ale także przyjaciela, ziomka, kochającego duszą całą społeczeństwo nasze. Urodzony w Pleszewie r. 1823, pobierał tu pierwsze nauki, a skończywszy gimnazjum trzemeszeńskie, wstąpił do klasztoru 00. Filipinów w Gostyniu. Z przyczyn od siebie niezależnych wystąpił z klasztoru, a wyświecony na kapłana pracował dłuższy czas jako wikariusz w Krobi i jako komendarz w Swarzędzu, po czym otrzymawszy probostwo w Pleszewie, aż do ostatnich dni wytrwał chlubnie na przeznaczonym sobie posterunku. Przez 28 lat pracując nad dobrem duchowym parafii jako kapłan, byt godnym wzorem naśladowania. Nie lenił się w pracy nawet wtenczas, kiedy już czuł w sobie, zaród śmiertelnej choroby. Ileż to razy widzieliśmy go schorzałego, wypełniającego gorliwie święte funkcje kapłańskie. Po kilka razy upadał ze słabości ten niestrudzony szermierz wiary u stóp ołtarza Pańskiego, sprawując niekrwawą ofiarę, a jednak wracał zawsze jak najchętniej do kościoła, by korne do Boga za owieczki swoje słać modły. Jego staraniom zawdzięczamy przebudowanie i rozszerzenie świątyni naszej i jego przykładnemu życiu błogi wpływ na parafian. Ale nie tylko dla Kościoła św. pracował ten wzorowy kapłan, niepomierne zasługi zdobył on sobie także w trudach, podjętych około dobra społeczeństwa. Każde silniejsze tętno narodowego życia odbijało się głośnym echem we wrażliwej duszy jego. Kochał on naród swój, kochał rzetelne jego prace i nie szczędził żadnych dla społeczeństwa ofiar. Nie dość, że jako opiekun i prawdziwy ojciec poświęcał się prawie bezgranicznie dla dobra rodziny, starając się o wykierowanie najbliższych swoich na pożytecznych ojczyźnie i Kościołowi ludzi, wyszukiwał on jeszcze z grona opuszczonych maluczkich talenty, przygarniał je do siebie i zajmował się ich losem. Iluż to, zaszczytne dzisiaj w społeczeństwie naszym zajmujących stanowisko, zawdzięcza byt swój inicjatywie, trudom i mozołom czcigodnego ks. proboszcza Bielawskiego. I ochronka pleszewska doznawała opieki jego i dla niej żebrał on razem z innymi u serc miłosiernych wsparcia, sam nie szczędząc materialnej pomocy. Legata na Kościół i dla sierot w testamencie zmarłego zapisane, świadczą dowodnie o dobrym i poświecenia pełnym sercu czcigodnego nieboszczyka. To też nie dziw, ze kapłan tak wzorowy, Kościół i społeczeństwo kochający, zjednał sobie za życia nie tylko gorącą miłość i parafian i konfratrów, ale także głębokie u obcych poważanie. Kiedy przed 25 laty obchodziliśmy jubileusz kapłaństwa czcigodnego nieboszczyka, miasto i okolica złożyły mu rzadkie dowody prawdziwego przywiązania. Oblicza tysiąca ludu, odprowadzającego go wówczas od Pańskiego ołtarza w procesji uroczystej na probostwo, promieniały radością, że Bóg nadarzył mu sposobność zadokumentowania głębokiego przywiązania do drogiego opiekuna - kapłana. Z iluż to piersi wydobywało się wówczas gorące westchnienie do nieba, ażeby Bóg użyczył czcigodnemu proboszczowi zdrowia i zachował go jak najdłużej dla parafii. Niestety Bóg w nieodgadnionych wyrokach Swoich inaczej rozporządził i zabrał nam kochanego pasterza, pozostawiając nas w żałobie. I przy eksportacji, która się odbyła w niedzielę 16 maja i w dniu następnym przy pogrzebie można było poznać, jak drogim był zmarły sercu parafian jak kochanym przez konfratrów. Przeszło 53 księży przybyłych nawet z dalekich stron prowadziło kondukt żałobny, a razem z duchownymi spore grono obywateli okolicznych i tłumy ludu odprowadzały ciało zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku, ostatnią oddając mu przysługę. W śród ogólnego płaczu parafian spuszczono do grobu trumnę zmarłego. Żałobną mowę w kościele wygłosił ks. proboszcz Wadzyński z Brzezia, a nad grobem przemówił ks. proboszcz Różycki z Broniszewic i polecił duszę zmarłego gorącym modłom wiernych.