Ks. Adam Adamczewski (1849 - 1934)

Dnia 6 sierpnia 1934 roku zgasło życie jednego z ostatnich kapłanów, którzy mieli szczęście pod wodzą i za przykładem swego Arcypasterza "zelżywość cierpieć" dla Chrystusa, dla Kościoła, dla narodu swego. Ks. kanonik Adam Adamczewski, urodzony 1849 w Jurkowie p. Kościanem jako syn Ignacego, urzędnika gospodarczego, uczęszcza do gimnazjum w Śremie i Poznaniu. Prymanera powołuje wojsko pruskie pod broń na wojnę francuską 1870 i "Unteroffizier Adamczewski" musi brać udział w walkach nad Loarą a potem spędzać długie tygodnie w aproszach pod Mont Valerien podczas srogiej zimy 1871. Jeszcze w roku 1875 i 1878 odbywa w Gnieźnie ćwiczenia wojskowe już jako lejtnant pruski. Wojenna wrzawa nie przytłumiła w ks. Adamie głosu powołania Bożego, to też po zdaniu matury wstępuje na św. Michał w 1872 do seminarium duchownego, którego regensem był ks. Dr. Edward Likowski. Już od wielkich wakacji 1873 roku udaje się na dalsze studia teologiczne do Insbrucka wraz z kilkunastu kolegami, którym prawa pruskie również zamknęły podwoje seminarium diecezjalnego. Tutaj otrzymuje, 1 listopada 1873 list, który jako najcenniejszą pamiątkę do śmierci zachowuje: "Zmuszeni szukać kapłańskiego wykształcenia opodal skrzydeł i oka Waszego Pasterza, uczuliście na wstępie Waszym do duchownego stanu potrzebę, zahartowania duszy do znoszenia przeciwności i ucisków. Zaprawiajcie się do walk Pańskich i niech błogosławieństwo Boże nad Wami spoczywa Zostawcie w obcym kraju, gdzie Was Opatrzność zaprowadziła, dobrą sławę i nieposzlakowane imiona. Przesyłam Wam duszpasterskie błogosławieństwo i serdecznie Was pozdrawiam". - Ks. Mieczysław, Arcybiskup. Otrzymawszy święcenia kapłańskie 25.07. 1875 w Brixen, południowy Tyrol, z rąk ks. bpa Wincentego Gassera, wraca ks. Adam do kraju. Jako "misjonarza" przeznacza go Władza Duchowna do Szemborowa, dekanatu Powidzkiego, gdzie tajemnie, najczęściej pod osłoną nocy, sprawia funkcję swego stanu, a za dnia w przebraniu, z zarostem, nieraz niepoznany z żandarmem gorliwie poszukującym ukrywającego się kapłana, dłuższą ucina pogawędkę. Przez 6 lat jest nieuchwytny, ukrywając się kolejno w Otoczni u pp. Broniszów, w Nowym Dworze u pp. Drzeńskich, w Szemborowie samym u gospodarzy Marcina Szczęśniaka i Kazimierza Jałoszyńskiego - aż w roku 1881 Sąd pruski wymierza mu 20 dni więzienia i 200 Mk kary. Aby zmylić nadzór policji, udaje się ks. Adam do Rzymu na obchód ogłoszenia świętych Cyryla i Metodego Apostołami Słowian. Tutaj ściskają mu ręce pobratymcy Rusini, Czesi, Słoweńcy, Chorwaci, Bułgarzy, Bośniacy, Hercegowińcy, a arcybiskup z Diakoworu, ks. Strossmajer, przedstawia Ojcu św. Leonowi XIII misjonarza z "kulturalnych" Prus, który w tych samych warunkach pełnić musi obowiązki kapłańskie, jak misjonarz spod jarzma niewiernych Turków. Odwiedza też kardynała Ledóchowskiego, który - jak wspominał "ze łzami w oczach mnie witał i pocieszał". Po powrocie z Rzymu przeznaczony przez tajnego Delegata, ks. Marjańskiego, do Lutogniewa, za poradą ks. Jażdżewskiego, proboszcza z Zdun, zamieszkał ks. Adam otwarcie na probostwie i zameldował się w Krotoszynie u landrata i komisarza obwodowego. Jakby prawa majowe wcale nie egzystowały, pełni wszystkie funkcje kapłańskie nie tylko w Lutogniewie, ale spieszy z pomocą w sąsiedztwo, a nawet aż do Książa, Kotłowa, Konojadu, Cerekwicy. Właśnie ta otwartość i odwaga imponuje urzędnikom pruskim. Wprawdzie skazano ks. Adama na 100 Mk kary i komornik usunął go przemocą z mieszkania proboszczowskiego, tak, że musiał zamieszkać u gospodarza Jana Zaremby, ale, za funkcje kapłańskie oskarżony, został w terminie 03.08.1883 roku od winy i kary zwolniony. W roku 1886 administruje probostwo w Starymgrodzie a 07.04.1892 przenosi się do Mokronosa, gdzie już pozostaje aż do śmierci. Parafia licząca 3500 dusz, obejmująca dużo dworów z fluktującym ludem robotniczym, filialny kościół w Serafinowie, urząd dziekana dekanatu koźmińskiego, który mu Władza Duchowna powierzyła w r. 1906, wymagają dużo wysiłków. Mianowany w 1915 roku kanonikiem honorowym Kapituły Metropolitalnej Poznańskiej, nie zmienił trybu życia. Już jako starzec, który z żołnierską punktualnością stawiał się do pomocy w sąsiedztwie, z młodzieńczym zapałem rwał się do konfesjonału i każdej pracy kapłańskiej, a gniewał się, gdy ks. wikariusz extra turnum chciał go zimą wyręczyć na ambonie, albo w jesienną wichurę odprawić za niego pogrzeb. Był kochanym dziekanem, zawsze zrównoważony, zawsze taktowny, zawsze pogodny, umiał kondekanalnych natchnąć duchem tak serdecznej przyjaźni i braterskiej miłości, że przez całe ćwierćwiecze jego urzędowania nie zaszła w dekanacie najmniejsza dysharmonia. Skromny aż do przesady, nigdy nie mówił o swoich pracach, chodził zawsze jak najskromniejszy pleban wiejski, a o tym, że ks. J . Koźmian za jego zasługi w "walce kulturnej" przywiózł mu medal nadany przez Ojca św. Piusa IX, dowiedzieli się kapłani dopiero po jego śmierci. Ostatnią wielką radością umierającego starca były odwiedziny J. Eminencji ks. Prymasa, który Seniorowi obydwóch archidiecezji przywiózł łaskawe słowa pociechy i arcypasterskie błogosławieństwo. Tłumy ludzi z parafii i dalszych stron, liczni ziemianie, także innowiercy, grono kapłanów, J. Ekscelencja ks. Biskup Dymek, Reprezentanci Kapituły Metropolitalnej oddali ks. kanonikowi Adamczewskiemu ostatnią ziemską przysługę. /na podstawie: Kościelnego Dziennika z 1934/