Ks. Czesław Wieczorek (1910 - 1996)
Z księdzem Czesławem po raz pierwszy spotkałem się wiosną 1946 roku, z okazji poświęcenia krzyża przydrożnego, który mój ojciec postawił na skrzyżowaniu dróg przy naszym gospodarstwie w Goślinowie, na miejscu zniszczonego przez hitlerowców. Było to, i ile dobrze pamiętam, w II Święto Wielkanocy. Wtedy razem z ówczesnym proboszczem parafii św. Michała w Gnieźnie Stanisławem Wiśniewskim przybyli dwaj klerycy: Wacław Jóźwiak, rodak z Goślinowa i Czesław Wieczorek. Myślałem, że jest to ks. wikary, ale on cicho i dowcipnie powiedział: Aleś się pomylił, ja jestem kleryczek..., a dyngusu dostałeś? - spytał. Od razu znikł dystans, jaki mógł dzielić kilkunastoletniego chłopca i mającego już wówczas 36 lat mężczyznę w sutannie. I takim go znałem do końca: cichego, spokojnego, ale z dużym poczuciem inteligentnego humoru. Nie opowiadał tzw. "kawałów" i nie lubił dowcipów rubasznych czy grubiańskich. Rzecz znamienna, gdy opracowywałem niniejsze wspomnienie i przeglądałem jego akta personalne, zauważyłem, że także jego charakter pisma był taki sam, gdy pisał podanie do seminarium i gdy miał lat osiemdziesiąt pięć.
Młodość Ks. Czesława
Urodził się 6 października 1910 roku w Poznaniu. Jego ojciec Leon był urzędnikiem, matka Bronisława z Jachowskich. Krótko po urodzeniu się Czesława rodzice przenieśli się do Gniezna. Tu Czesław chodził do szkoły powszechnej, a potem do gimnazjum klasycznego im. Bolesława Chrobrego. Już w r. 1929 chorował na serce. Stwierdzono u niego wrodzoną wadę serca - arytmię serca. Stąd liczne przerwy w nauce spowodowały, że maturę składał dopiero w roku 1934. W tym samym roku złożył wniosek o przyjęcie do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, ale nie został przyjęty ze względu na zły stan zdrowia. Pragnąc zostać kapłanem, zwrócił się w następnym roku do Seminarium Duchownego w Łodzi, gdzie go przyjęto. Studiował filozofię od 1 września 1935 do 30 czerwca 1937 roku. Musiał opuścić seminarium ze względów zdrowotnych i zły klimat w zadymionej Łodzi. Do seminarium w Gnieźnie nadal nie chciano go przyjąć, więc pozostaje w domu rodziców. Studiuje jako wolny słuchacz na uniwersytecie poznańskim nauki humanistyczne i zarabia jak prywatny korepetytor. Wybuch wojny zastaje go w Gnieźnie. W czasie okupacji pracuje w urzędzie mieszkaniowym do 1942 roku, a potem do kwietnia 1945 w biurze parafialnym św. Michała w Gnieźnie (była to jedyna na okolicę czynna parafia rzymsko-katolicka w czasie wojny). Jakiś czas uczy także religii dzieci przygotowujące się do I komunii, ale musi tego zaniechać, bo władze hitlerowskie na to nie zezwalały. Dnia 23 marca 1945 roku składa podanie do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, które na nowo tu organizowano dla obydwu diecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej, bo budynek poznańskiego seminarium został przez wojnę zniszczony Podanie kieruje na ręce wikariusza generalnego ks. Edwarda van Blericqa. Zostaje przyjęty na III rok studiów. Dobrą opinię wystawia mu ówczesnym proboszcz parafii farnej w Gnieźnie, ks. Andrzej Wronka, późniejszy biskup, który był także wykładowcą w gnieźnieńskim seminarium. Zdaje rigorosum w 1946 roku, a egzamin "pro aprobatione" 27 stycznia 1947 roku. W święto Matki Boskiej Gromnicznej, 2 lutego 1947 roku otrzymuje święcenia kapłańskie w katedrze gnieźnieńskiej, jeszcze nie odbudowanej po pożarze w 1945 roku, a tylko prowizorycznie zadaszonej, z rąk księdza biskupa Walentego Dymka. Kapłaństwo wymarzone i upragnione od lat dziecięcych, po tylu latach i przeszkodach staje się jego udziałem. Ks. rektor Aleksy Wietrzykowski napisał w "świadectwie odejścia z Seminarium dla neoprezbitera" w dniu 4.2.1947 m.in.: "charakter dobry, lecz cichy, niemal apatyczny, zdrowie wątłe, nadaje się do pracy duszpasterskiej w małej parafii..." Że zdrowie wątłe, że cichy - zgoda, ale dlaczego "prawie apatyczny"? - Zawsze go znalem jako człowieka pogodnego i pełnego humoru.
Praca kapłańska
Zaraz po święceniach, z dniem 15 lutego 1947 roku, zostaje powołany na wikariusza do swej rodzinnej parafii św. Michała w Gnieźnie. Jednocześnie uczy w Dwuzimowej Szkole Rolniczej w Gnieźnie, a od 15 września 1949 roku zastępuje także prefekta w Miejskich Żeńskich Szkołach Zawodowych. Na krótko. Bo z dniem 1 października tego roku zostaje powołany na wikariusza do Wrześni, gdzie dodatkowo jest nauczycielem religii w Państwowej Szkole stopnia licealnego oraz w szkołach zawodowych we Wrześni. W opinii z dnia 16 października 1952 roku pisze dziekan wrzesiński ks. kan. Kazimierz Kinastowski, że ks. Czesław jest spokojny, sumienny, ale często zapada na zdrowiu. Z dniem 1 lipca 1953 roku zostaje proboszczem w Bieganowie k. Wrześni z równoczesną administracją kościoła w Zieleńcu. Tam zetknąłem się znowu z ks. Czesławem, gdy jako neoprezbiter byłem wikariuszem we Wrześni. Pamiętam odpust Przemienienia Pańskiego w Bieganowie i bardzo liczny udział kapłanów z dekanatów wrzesińskiego i miłosławskiego oraz radosną atmosferę w czasie obiadowego posiłku. Z dniem 1 października 1958 roku powołany zostaje ks. Czesław na proboszcza we Wronowych w dekanacie kruszwickim, a od 1984 w dekanacie nowo utworzonym strzelińskim. Pracuje tu cicho i spokojnie. Nie brak jednak trudności i zatargu z władzami. Z konfliktowej sytuacji umie ks. Czesław wyjść z humorem. Kiedy mianowicie został ukarany przez Kolegium Orzekające za nie prowadzenie księgi inwentarzowej (co było wymogiem Wydziału Finansowego, a na co władza duchowa nie zgadzała się, aby władze świeckie miały wgląd w szczegółowy inwentarz kościoła), kiedy oznajmiono mu, że ma do zapłacenia wysoki mandat karny, a w razie nie zapłacenia będzie musiał odsiedzieć w areszcie pół roku, ks. Czesław od razu powiedział, że wybiera to drugie, bo pieniędzy nie ma i nie przewiduje, że będzie je miał. Gdy po kilku tygodniach ciszy nie przysłano mu ani nakazu płatniczego, ani wezwania do aresztu, ks. Czesław sam zgłosił się w Komendzie Milicji w Mogilnie do odsiedzenie wyznaczonej kary. W Komendzie powstała konsternacja, bo brak było pomieszczenia na areszt oraz sposobu na wyżywienie więźnia. Więc ks. Czesław w sutannie odsiedział do wieczora tego dnia, a potem go z aresztu wyrzucono. Z tym aresztem łączyły się jeszcze inne komiczne sceny, które wywoływał ks. Czesław, ale to byłoby już dużą anegdotą. W oku 1964 przygotował ks. proboszcz Czesław kościół we Wronowych, wybudowany w roku 1933, ale nie wykończony, do konsekracji, której dokonał ks. biskup Lucjan Bernacki. W grudniu 1984 roku pisze do ks. prymasa Józefa Glempa prośbę o zwolnienie z obowiązków proboszcza i przejście na emeryturę z dniem 1 lipca 1985. Ks. Prymas przychylił się do jego prośby. 17 czerwca 1985 odbywa się we Wronowych kongregacja dekanalna pod przewodnictwem ks. biskupa Jana Czerniaka, w czasie której ksiądz biskup ogłosił tę wiadomość parafianom i dziękował księdzu proboszczowi za 27 lat pracy w tej parafii. Żegnany z żalem, ale i ze zrozumieniem przeszedł ks. Czesław na emeryturę do Domu Księży Emerytów w Wągrowcu. Przez 11 lat pobytu na emeryturze jest bardzo aktywny, dużo podróżuje. Miał także wypadek złamania nogi, ale wyszedł z tego. Po chorobie, która go złożyła na kilkanaście tygodni, odchodzi ks. Czesław do Pana 27 sierpnia 1996 roku, a 30 sierpnia po Mszy Św., której przewodniczy ks. biskup Stanisław Gądecki, w otoczeniu ponad 30 kapłanów, zostaje odprowadzony na miejsce oczekiwania na zmartwychwstanie do grobu swoich rodziców na cmentarzu św. Piotra w Gnieźnie. Kazanie wygłosił jego przyjaciel jeszcze z czasów wojny ks. kanonik Feliks Dietrich, proboszcz z Gościeszyna Odszedł po nagrodę do Pana sługa dobry i wierny. "Ponieważ w małym byłeś wierny, nad wieloma cię postanowię, wejdź do radości twego Pana." /ks. Alojzy Swięciochowski dziekan strzeliński/