Ks. Edmund Bińkowski (1920 - 1988)
Dnia 5 grudnia 1988 r. zmarł w Węglewie ks. prob. Edmund Bińkowski. Odszedł do Pana w 68 roku życia a w 39 roku kapłaństwa. Urodził się w Pobiedziskach, dnia 16 listopada 1920 r. jako syn Wawrzyńca i Witalii z domu Szałek. Dwa tygodnie później 28 listopada, został ochrzczony we farze pobiedziskiej przez ówczesnego proboszcza ks. Bolesława Walicha. Tam też był bierzmowany. Maturę złożył w Poznaniu. W czasie okupacji najpierw pracował w fabryce papieru w Czerwonaku a później został przeniesiony do Koronowa. W trudnych warunkach okupacyjnych kształtowało się jego powołanie do kapłaństwa. Po wojnie udał się do Seminarium Duchownego w Gnieźnie i poprosił o przyjęcie do grona alumnów. Przyjmował go późniejszy biskup błogosławiony Michał Kozal. Fakt ten, w rozmowach z konfratrami, podkreślał zawsze z dumą i radością. Święcenia kapłańskie przyjął w Gnieźnie dnia 11 czerwca 1949 r. Od 1 lipca tego roku był wikariuszem w Żninie. Stamtąd, 1 marca 1952 r. został przeniesiony na wikariat do Pobiedzisk. Pierwszą jego samodzielną placówką była parafia w Rzadkwinie. Objął ją 1 lipca 1954 r. Od 15 lipca 1963 r. był administratorem w Srebrnej Górze, a od 1 lipca 1972 r. - proboszczem w Szemborowie. Do Węglewa, które okazało się jego ostatnią placówką, przybył dnia 1 grudnia 1980 r. Tutaj, w dniu 9 grudnia 1988 r., spoczął na cmentarzu parafialnym. Ksiądz prob. Edmund Binkowski pozostanie w pamięci jako człowiek prawy i oddany sprawie Kościoła. Żył w poczuciu odpowiedzialności za to co mówił i robił. Na miarę swych możliwości dbał o świątynie i powierzone mu budynki parafialne. Przed oczyma miał zawsze dobro dusz. Prawdą jest, że czasem jego decyzje wywoływały zdziwienie, ale też prawdą jest że w perspektywie jego śmierci i wiedząc że już od 25 lat cierpiał na astmę, łatwo uznać jego ogromny wysiłek jaki podejmował by spełnić swe kapłańskie posłannictwo. W jego życiu nie było połowiczności. W sprawy, które uznał za godne podjęcia angażował się bez reszty, do upadłego. Zapisał na swym koncie niejedno osiągnięcie. W Węglewie np. pozostawił po sobie m. in. pięknie odrestaurowany kościół, częściowo odnowioną plebanię z kaplicą dostosowaną do katechizacji, nowy garaż, parkan cmentarny i prawie wykończoną dzwonnicę. Rozmiłowany w śpiewie i muzyce nie tylko prowadził zespół muzyczny w swojej parafii, ale i na uroczystościach kościelnych poza swoją parafią grał i śpiewał gdy nadarzała się taka okazja i nieraz przepłacał to zdrowiem. Przekonany że do niego należy nauczanie prawd wiary bardzo na serio traktował katechizację a ostatnio leżąc już poważnie chory, jeszcze na dwa dni przed śmiercią, gromadził przy swoim łóżku dzieci i przeprowadzał katechezę. Mając świadomość że jest kapłanem dla ludzi był zawsze do ich dyspozycji a w ostatnich dniach swego życia na łóżku, ubrany w albę, oczekiwał na kapłana który miał go zastąpić w sprawowaniu nabożeństw. Chciał był gotowy na wypadek gdyby ten nie przyjechał - trzeba dodać że nie miał żadnych podstaw by taką ewentualność zakładać. Podobnych faktów, które pozwalają uchwycić wspaniałą sylwetkę Zmarłego można by podać więcej. Czasem obserwując jego działalność przychodziło na myśl pytanie: Czy tak trzeba? Czy to już czasem nie przesada? Dziś jednak, gdy na to wszystko patrzy się przez pryzmat jego choroby i śmierci przychodzi na myśl nowe pytanie: A może to heroizm? W przekonaniu że odszedł od nas człowiek wielki, który na wzór Chrystusa umiłował swoich do końca zgromadziliśmy się licznie na uroczystościach żałobnych 8 grudnia, w uroczystość Matki Bożej, wprowadziliśmy zmarłego Proboszcza do świątyni. Ks. prob. Walenty Benka z Kiszkowa w wygłoszonym kazaniu przedstawił Zmarłego jako kapłana rozkochanego w Maryi. Na drugi dzień, 9 grudnia, o godz. 10.00, liczni księża i wierni uczestniczyli we Mszy św. koncelebrowanej i obrzędach pogrzebowych. Przewodniczył Biskup Jan Czerniak a słowo Boże wygłosił ks. prob. Stanisław Wilczyński z Łubowa.