Ks. Ignacy Kowalski (1873 - 1932)
W czwartek 20 października 1932 r. zmarł przedwcześnie w zakładzie SS. Elżbietanek w Poznaniu, przeżywszy lat 59 a w 37 roku kapłaństwa. Proboszcz gleśnieński i dziekan nakielski. Ks. Kowalski był synem ziemianina ziemi pomorskiej. Do gimnazjum uczęszczał najprzód w Nowym Mieście, następnie do uczelni Marii Magdaleny w Poznaniu. Po celująco zdanym egzaminie dojrzałości wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu, a święcenia kapłańskie otrzymał w prastarej katedrze gnieźnieńskiej. Po wyświęceniu, mając lat 22, powołany został na stanowisko profesora religii do gimnazjum w Nakle. Urząd prefekta był w owe czasy niełatwy, ale młody kapłan umiał przezwyciężyć wszelkie przeszkody. Z powagą i taktem zjednał sobie szacunek i poważanie niemieckiego grona profesorskiego. W r. 1902 objął parafię w Gleśnie, której poświęcał się zmarły duszpasterz całą duszą w ciągu lat 30. Wyrozumiałością, ujmującym sposobem odnoszenia się do parafian, a przede wszystkim gorliwością duszpasterską i przykładnym kapłańskim życiem pozyskał sobie serca parafian a szczerą przyjaźnią i wielką uczynnością zniewolił sobie swych konfratrów. Wiele lat pracował jako jeden z czołowych członków wydziału powiatowego za czasów zaborczych i polskich. W dowód uznania zasług został odznaczony Krzyżem Odrodzenia Polski.Z patronem kościoła oraz z całą jego rodziną żył w szczerej i serdecznej przyjaźni. Dzięki ofiarności patrona i wysiłkom parafii oraz poświęceniu wszystkich sił zbożnemu dziełu, stanął w Gleśnie za jego staraniem wspaniały kościół. Ks. Dziekan uważał dokonanie tego dzieła jako dowód szczególnej łaski Bożej, nie przypisując sobie w swej skromności żadnych zasług. Od kilku lat zdrowie zaczęło mu nie dopisywać. Najprzód poddać się musiał ciężkiej operacji średniego ucha. Potem dołączyły się dalsze niedomagania niemniej ciężkie jak bolesne. Znosił je mężnie, z taką gorliwością i z takim poddaniem się woli Bożej, że wszystkich budował. Ostatniej operacji nie zniósł nadwątlony organizm. Chory czując zbliżający się koniec jeszcze w dzień zgonu przyjął Sakrament Św., a przy zupełnej przytomności umysłu dwie godziny przed śmiercią podyktował porządek pogrzebu, który własnoręcznie podpisał. Rozczulająca ta ostatnia jego wola. "Pragnę - pisał - być wywieziony do Gleśna końmi patrona na zwykłym wozie. Pogrzeb jak najskromniejszy, bez przemówień, których wręcz zakazuję. Pragnę spoczywać na cmentarzu przy kościele obok grobowca rodziny Chłapowskich." Chwilę przed zgonem odwiedził chorego Jego Eminencja Ks. Kardynał Prymas, do którego umierający wyciągając na znak powitania ręce, Bogu ducha oddał. Żył i umierał jak prawdziwy sługa Boży. Podczas spuszczania zwłok do wiecznego spoczynku nad otwartym grobem rozpogodziło się smętne niebo a słońce słało na trumnę swe złote promienie, żegnając zmarłego, który tyle dusz doprowadził do słońca Chrystusowej prawdy. Świetlaną postać zasłużonego kapłana i gorącego patrioty opłakiwali z szczerym smutkiem wierni całego dekanatu i dotknięci boleśnie tą stratą konfratrzy.