Ks. Ignacy Warmiński (1850 - 1909)
Doktor św. teologii, profesor seminarium duchownego w Poznaniu, prałat domowy Ojca Św., członek Akademii Umiejętności w Krakowie, honorowy członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu itd. umarł w przeddzień Wniebowstąpienia Pańskiego dnia 19 maja 1909 roku. Ciężka to strata dla diecezji naszej, również ciężka strata dla polskiej nauki. Bo ks. prałat Warmiński był to kapłan, jakich mało. Głęboka wiara j religijność, szczera i gorąca pobożność i świątobliwość, a przy tym obszerna nauka i rozległa wiedza i szlachetny zapał w pracy, wreszcie charakter prawy i czysty, wszystko zjednoczone w urzędzie profesora seminarium duchownego, więc wychowawcy młodego pokolenia duchownego, sprawia, że ubytek takiej siły stanowić musi bolesną stratę, to jakby zniknięcie bardzo kosztownego klejnotu ze skarbca naszej diecezji. Wielkie, szerokie tłumy mało znały nieboszczyka, bo on, zajęty zawodową pracą swoją profesorską a przy tym zatopiony w dociekaniach swoich i szperaniach naukowych, mało się światu udzielał. Nie dbał też wcale o wielkość tego świata, za blaskiem i blichtrem jego nie chodził, żadnych względów ludzkich nie szukał, a wszystkim było mu ścisłe i sumienne pełnienie obowiązków powołania. Nad stratą takiego kapłana płakać może i powinien każdy, chociażby go nigdy nie był na oczy oglądał albo nawet o nim nie słyszał, tym bardziej, że zeszedł on ze świata, licząc dopiero 59 lat, a więc w wieku, w którym podług ludzkiej rachuby jeszcze mu było dosyć daleko do końca. Urodził się on w roku 1850 w Sierakowie. Poświęciwszy się stanowi duchownemu i ukończywszy seminarium duchowne w Poznaniu i Gnieźnie, odebrał święcenia kapłańskie w lipcu roku 1873. Władza duchowna posłała go na wikariat do Buku. Już wtedy wrzała na dobre nieszczęsna walka kulturna. Ponieważ X. Ignacy Warmiński wyświęcony został na kapłana po ogłoszeniu owych słynnych praw majowych, więc władza świecka dręczyła go nieustannymi grzywnami za spełnianie funkcji kościelnych, np. za udzielenie Sakramentu Chrztu Św., ba, nawet na więzienie skazała, aż wreszcie jako jednego z "majaków", jak u nas w Wielkopolsce nazywano tych księży, cierpiących pod rygorem praw majowych, wygnano go poza granice diecezji. Żądny nauki przyjął X. Ignacy wyrok wygnania, który mu wręczył landrat bukowski osobiście, i wewnętrzną radością, że będzie mógł udać się na dalsze studia. Uczy się tedy i uczy lata całe u Jezuitów w Innsbrucku, gdzie dobywa sobie doktorat teologii, i na akademii w Lowanium (w Belgii). Potem przepędza kilka lat na guwernerce na wsi w Galicji i u XX. Misjonarzy w Krakowie jako nauczyciel w ich szkole chłopców. Tutaj wszedł w ścisłą zażyłość z X. biskupem Janiszewskim, który wypędzony przez rząd pruski także przebywał w Krakowie. Kiedy w roku 1886 ucichła nieco burza kulturkampfu, wrócił do Gniezna jako profesor przy tamtejszym praktycznym seminarium duchownym. Gdy zaś w roku 1889 udało się X. arcybiskupowi Dinderowi otworzyć na nowo seminarium duchowne w Poznaniu (zamknięte gwałtem przez rząd na początku kulturkampfu 20 sierpnia 1872), wtedy ks. Ignacy Warmiński powołany został na profesora dogmatyki przy tymże seminarium. Odtąd zaczyna się 20-letni okres pracy niełatwej a niezmiernie zasłużonej i obfitej w owoce na stanowisku wychowawcy i nauczyciela młodzieży duchownej. Jak on to zadanie spełniał! Co to był za profesor! A przykład jego życia kapłańskiego, na wskroś uczciwego i świątobliwego, jakie wrył wrażenia w duszach młodych lewitów! Wykształcił może około 700 kapłanów. Ci wszyscy, o ile nie wyprzedzili go w śmierci, z dozgonną wdzięcznością wspominać będą zawsze swojego ukochanego profesora i przewodnika. Rzetelną prawością swoją i głęboką wiedzą, oraz pracą poważną zdobył sobie szczere zaufanie u zwierzchników swoich duchownych. Wnet zamianowała go władza egzaminatorem księży, obrońcą małżeństwa (w procesach rozwodowych) i fiskałem czyli prokuratorem przy sądzie diecezjalnym. W roku 1897 obdarzył go na prośby ówczesnego X. arcybiskupa Stablewskiego wielką godnością Ojciec św. Leon XIII, mianując go swoim prałatem domowym ku wielkiej radości tych, którzy go znali i którzy w tym odznaczeniu widzieli słuszną nagrodę jego pracy. Ale X. prałat i profesor Warmiński był też uczonym pierwszego rzędu. Mrówczą pracą zdobył sobie rozlegle wiadomości we wszystkich dziedzinach. Z szczególnym zamiłowaniem uprawiał jednak historię naszej diecezji. Opracował dokładnie dzieje Akademii Lubrańskich, najwyższej szkoły w Poznaniu, będącej filią Akademii krakowskiej. A chociaż ich nie wydał w druku, to z pewnością doprowadził dzieło tak daleko, że wyda je kto inny po jego śmierci, bogacąc tym niezmiernie naukę polską. Wydał za to obszerne dzieło pod tytułem: "Andrzej Samuel i Jan Seklucjant, dzieło niepospolitej wartości, w którym rozwiał mylne przez setki lat podawane mniemania o tych dwóch przywódcach reformacji luterskiej w Poznaniu, a nowe zupełnie prawdy wyciągnął na jaw. Imię X. Warmińskiego pozostanie przez to dzieło samo w literaturze na wieczne czasy. Uzyskał też za nie wysokie nagrody ze świata naukowego. Akademia umiejętności przyznała mu za to dzieło najwyższą nagrodę z funduszu Barczewskiego, a nadto mianowała go swoim członkiem, co w tymże świecie naukowym uchodzi za nadzwyczajny honor. Również i poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk zaszczyciło go nominacją na członka honorowego. Słusznie tedy powiedzieliśmy, że śmierć tego badacza dziejowego to strata nie tylko dla diecezji, ale dla całej nauki polskiej. Wiedziano o jego rzetelnym charakterze, o jego nauce, o praktycznej mądrości i szczerej pobożności. To też gdy po śmierci X. Arcybiskupa Dindera kapituły ustawiały listę kandydatów na opróżnioną Stolicę Arcybiskupią, postawiono także jako jednego z najgodniejszych X. Warmińskiego. Dla wysokich swoich zalet doznawał głębokiego poważania ze strony swoich przełożonych, tak X. arcybiskupa Stablewskiego, który często w rzeczach bardzo zawikłanych jego światłej rady zasięgał, jako też obecne administratora diecezji, Najprzewielebniejszego X. Biskupa Likowskiego, który go stale swoją zaszczycał przyjaźnią. Rychlej, niż należało się spodziewać, zesłał Pan Bóg ciężką chorobę, która miała kres położyć temu życiu pracowitemu. Nikt nie przypuszczał, że koniec mógłby nastąpić tak szybko. Całą zimę niedomagał nieboszczyk, ale zdawało się, że jego silna, energiczna woła przemoże tę słabość. Ostatnie egzaminy kleryków odbierać musiał już w swoim pokoju, bo na salę egzaminacyjną zejść nie zdołał. O przywiązaniu jego do zawodu nauczycielskie, któremu do ostatniego tchnienia chciał zostać wiernym niech świadczy to, że nie tylko nie chciał pomimo nalegań ze strony X. Biskupa zimą przerwać swoich wykładów, by wyjechać gdziekolwiek dla poratowania zdrowia, lecz gdy już musiał poddać się rozporządzeniu lekarzy i postanowił po Wielkanocy wyjechać, o to tylko prosił, aby wyjazd mógł się odbyć jeszcze przed końcem wakacji, bo gdy usłyszy dzwonek i zobaczy kleryków, to już się nie będzie mógł od murów seminarium oderwać... W Wrocławiu, gdzie sztuka lekarska miała przedłużyć mu życie, przyszła chwila zgonu. W środę dnia 19 maja o godzinie 3 po południu zamknął strudzone powieki do snu wiecznego. Przeniesienie zwłok do katedry poznańskiej nastąpiło w niedzielę dnia 23 maja. Kondukt pogrzebowy, w którym brała udział wielotysięczna rzesza ludu, ogromny szereg księży, prowadził X. prałat i kanonik Jedzink, regens seminarium duch. Nad trumną nie było mowy, która by ze świeckiej strony wyraziła cześć dla wielkiego uczonego. W katedrze zaś nazajutrz po wigiliach i Mszy św. uczcił nieboszczyka w wymownych słowach X. prof. dr. Hozakowski, przedstawiając go jako kapłana łaski, wykonującego swoje powołanie, i kapłana prawdy, oddanego badaniu i głoszeniu prawdy. Pochód żałobny z katedry prowadził X. oficjał Echaust. Zwłoki złożono na starym cmentarzu tumskim. Nad otwartym grobem wykonał śliczny śpiew chór kleryków. /X. J.K./