Ks. Józef Celler (1812 - 1883)
Rok 1883, jak niejednej parafii i niejednemu dekanatowi, tak też i dekanatowi nakielskiemu dotkliwie dał się we znaki. W kwietniu bowiem zmarł ks. Jakub Kuczyński, kanonik i dziekan nakielski, a w dniu 13 grudnia odprowadzony na miejsce wiecznego spoczynku został ks. Józef Celler, proboszcz w Miasteczku. Ks. Józef pragnął spocząć pomiędzy owieczkami swemi, którym jako pasterz przewodniczył lat 36, i dlatego zwłoki jego z Poznania, gdzie opatrzony św. Sakramentami pobożnie zakończył życie w zakładzie Sióstr Miłosierdzia, sprowadzone zostały do Miasteczka. Przy udziale 6 kapłanów i licznym orszaku parafian, wprowadził zwłoki zgasłego swego wuja ks. Fligierski z Ponieca 12 grudnia jako w dniu przed pogrzebem, do kościoła, gdzie po odśpiewaniu Vesp. defunctor wygłosił mowę pogrzebową w języku niemieckim ks. Samberger. Nazajutrz stawiło się, celem oddania ostatniej posługi konfratrowi 14 kapłanów. Podczas wigilii odprawione zostały Msze św. za duszę ks. Józefa, ostatnią, zaś rekwialną, odśpiewał ks. Fligierski. Z ambony przemówił w języka polskim ks. Lemież z Sadek. Jak mocno czuje nasz lud poczciwy stratę swego pasterza, dowodził głośny płacz, gdy czcigodny mówca w wymownych i rzewnych słowach wystawiał słuchaczom, co w dzisiejszych czasach znaczy zgon kapłana. Jak w dniu eksportacji, tak też w dniu pogrzebu, mimo bardzo przykrego powietrza, zebrali się tłumnie parafianie, aby oddać ostatnią posługę, swemu pasterzowi. Nie dziw też, gdyż ksiądz Józef Celler zawsze łagodny, uprzejmy i dla każdego przystępny, potrafił zjednać sobie wszystkich szacunek i miłość. Ks. Józef Celler urodził się 9 marca 1812 r. w Gołańczy z Wojciecha Cellera i Barbary z Grembczyńskich. Pierwsze nauki pobierał u swego stryja, księdza Franciszka Cellera, dawniejszego proboszcza w Chodzieżu, który prócz ks. Józefa, dał Kościołowi dwóch innych jeszcze kapłanów - utrzymywał ich bowiem w gimnazjum - z nich jeden juz przeniósł się do wieczności, drugi jeszcze przy życiu. Gimnazjum ukończył w Chojnicach, seminarium duchowne w Poznania, na kapłana wyświecony w r. 1842. Aż do r. 1844 sprawował obowiązki wikariusza przy kościele św. Wojciecha w Poznaniu, następnie w Czarnkowie do r. 1846, a w końcu przez l1/2 roku w Bydgoszczy, skąd 1847 r. przeniósł się na probostwo do Miasteczka. Smutne tutaj zastał położenie, budynki waliły się, a na domiar i tak trudnej już sytuacji, jeszcze ogień zniszczył wszystko do szczętu. Ile w skutek tych wypadków powstało dla niego trudów i mozołów do ponoszenia, aby na nowo pobudować co było niezbędnie potrzebne, każdy łatwo pojmie. Jako kaptan pełnił obowiązki swojo chętnie i gorliwie aż do ostatniej chwili, do swego wyjazdu do Poznania, by tu ratować zagrożono zdrowie Dla swojej rodziny był więcej niż ojcem, dopomagał bowiem i dźwigał gdzie tylko mógł radą i groszem. Lecz nie tylko dla krewnych, ale i dla biednych swoich owieczek był miłosiernym. To też w testamencie pamiętał o swojej parafii i zapisał jej z skromnego mienia swego na mający się pobudować nowy kościół 8000 m., które do czasu rozpoczęcia budowy mają się procontować; nadto nie zapomniał też o ubogich i o swojej duszy. Zwłoki ks. Józefa prowadził do grobu ks. Samberger. Smutek i żałość ściskały serca nasze, gdy spuszczano do grobu szczątki sędziwego kapłana i konfratra, któregośmy wszyscy szczerze kochali. Z boleścią serca z powodu tej nowej straty rzuciliśmy po garstce ziemi na trumnę współbrata, a widząc, jak nielitościwa śmierć wyrywa z grona sług ołtarza jednego po drugim, pewno każden z nas pomyślał sobie: "dzisiaj tobie - jutro mnie".