Ks. Józef Pielatowski (1879 - 1936)
Proboszcz parkowski, zmarł 19 marca 1936 r. Urodził się dnia 26 stycznia 1879 w Lwówku, z ojca Maksymiliana i matki Teofili ze Sękowskich Pielatowskich. W roku 1905 ukończył gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu, gdzie przez kilka lat pracował w tajnych kółkach oświatowych Tomasza Zana, a przez dwa lata był ich prezesem. Filozofii i teologii słuchał w seminarium duchownym w Poznaniu i Gnieźnie, tamże dnia 14 lutego 1909 otrzymał święcenia kapłańskie. Jako wikariusz pracował w Pszczewie, Kalawie, Nowym Kramsku, a w końcu krótki czas w Wolsztynie, skąd Władza Duchowna wysłała go na administrację do Podzamcza, gdzie rozwinął intensywną i skuteczną pracę; wybudował bowiem plebanię, postarał się o ziemię pod nowy kościół, gromadził drzewo i cegłę oraz fundusze, które pozostawił następcy. Tutaj zastała go wojna światowa, to też stał się dla swoich parafian jak i ludu naszego zza kordonu prawdziwym ojcem i przyjacielem. W roku 1916 powierza mu Władza duchowna parafię w Piłce, położoną na kresach zachodnich. Mając tu trzy kościoły i bardzo rozległą parafię oddał się z wielkim zapałem pracy nie tylko duszpasterskiej ale i narodowej. Przy końcu wojny światowej czekało go bardzo trudne zadanie utrzymania tych kresów przy naszej ojczyźnie. Jako gorący patriota wyjeżdża na zebrania i wiece, wygłasza referaty i budzi ducha narodowego. Z tych powodów naraził się wrogom i uchodzić musiał przed "grenzszucem", tułając się przez kilka miesięcy poza domem. W końcu kwietnia 1919 r. powołany został jako delegat do Komitetu narodowego w Paryżu, aby wspólnie z delegowanymi bronić odcinków odciętych od Polski. Po ustaleniu granic państwa powrócił do parafii i pracował wytrwale dalej. 1 czerwca 1924 r. otrzymał probostwo w Parkowie z filialnymi kościołami w Słomowie i Wełnie, gdzie znowu gorliwą i intensywną pracą zaskarbił sobie miłość parafian. Dbał zawsze o porządek w kościele, na cmentarzu, plebanii i w ogrodach, był domatorem i gorliwym duszpasterzem, doradcą i przyjacielem swoich owieczek, spiesząc chętnie z pomocą do sąsiadów, czy to na ambonie lub w konfesjonale, - a o ile - jak to obydwaj mówcy żałobni wspominali, był nieraz w swej impulsywności cierpkim, to konfratrzy i parafianie cenili zawsze jego szczerość, prawość charakteru i dobre złote serce. Po krótkich, a ciężkich cierpieniach serca wyrokiem Opatrzności Bożej opuścił nas na wieki. Eksportacja i pogrzeb odbyły się w Parkowie wśród pięknej pogody wiosennej przy licznym udziale konfratrów i wiernych z bliska i daleka.