Ks. Józef Pieniążkiewicz (1866 - 1937)
Zmarł 22 października 1937 r. niespodziewanie, proboszcz w Wałkowie. Skarżył się w ostatnich latach na ataki duszności i dwukrotnie szukał poratowania zdrowia w lecznicy, ale choroba nie zdawała się tak poważną i ks. Józefa nie powstrzymywała od pełnienia codziennych obowiązków, toteż czynny do ostatniej chwili padł dosłownie na posterunku. Urodzony 5 lutego 1866 r. w Wolwarku, pow. Szubin, z rodziców rolników Michała i Franciszki z Kotolińskich, uczęszcza do gimnazjum wągrowieckiego. Po zdaniu w dniu 6 marca 1888 matury zgłasza się jako kandydat na studium teologiczne. Ponieważ seminarium duchowne wobec trwającej jeszcze tzw. "walki kulturnej" było zamknięte, posyła go Władza Duchowna na akademię monasterską, gdzie przebywa półtora roku. W listopadzie 1889 wstępuje do nowo otwartego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Otrzymawszy 12 marca 1892 święcenia kapłańskie zostaje powołany na wikariusza do Wielenia, jednocześnie pełni urząd nauczyciela religii w prywatnym pedagogium w Ostrowie p. Wieleniem. Dnia 1 kwietnia 1896 roku, zostaje Ks. P . powołany do Kościana jako mansjonarz i wikariusz, a już 1 kwietnia 1897 obejmuje komendę później urząd proboszcza w Psarskim i Zajączkowie, gdzie pozostaje przez dwanaście lat. W roku 1912 (1 listopada) obejmuje probostwo w Wałkowie, gdzie pozostaje aż do śmierci. Tak w Psarskim i Zajączkowie jak i w Wałkowie staje się ks. Pieniążkiewicz "wszystkim dla wszystkich". Plebania Wałkowska stała się ośrodkiem porady i pomocy dla wszystkich. Ile tam osób pukało o każdej porze dnia o poradę lub pomoc. Na parafię wali się góra nieszczęść: częste większe pożary, dwukrotnie zniszczone przez gradobicie żniwa, kilka lat posuchy, parafię dawniej zamożną byłyby one doprowadziły do ruiny, gdyby nie zapobiegliwe rady i wydatna pomoc materialna proboszcza. Gdy kiedyś historyk zacznie szperać w aktach Prowincjonalnego Komitetu Wyborczego i Naczelnej Rady Ludowej znajdzie tam niejeden memoriał opracowany przez ks. Pieniąźkiewicza. Nowe o przepięknej harmonii dzwony, kwitnące bractwa i towarzystwa kościelne świadczą zewnętrznie o pracowitości zmarłego duszpasterza. Śmierć jego niespodziana, dla niego samego nie była niespodziewaną. Nieprzejrzane tłumy ludu z parafii i dalszego sąsiedztwa, 34 kapłanów oddało ostatnią przysługę zmarłemu.