Ks. Konstanty Gieburowski (1815 - 1887)
Proboszcz w Kamieńcu pod Trzemesznem. Zmarł 22 marca 1887 roku o godzinie 9.00 wieczorem, po krótkiej lecz uciążliwej chorobie. Był to kapłan zacny i obywatel prawy pracujący dla dobra Kościoła i społeczeństwa, nie uchylający się nigdy od pracy. Ks. Konstanty urodził się w w Mielżynie 18 marca 1815 roku (rodzeństwo Gieburowskich składało się z 6 braci, z których 3 księżmi zostało i 1 siostry). Uczył się w Poznaniu, a gdy powstanie w 1830 roku wybuchło, udał się jako 15 letni młodzieniec do Warszawy, postanawiając wojskowo ojczyźnie swojej służyć, ale będąc ranny w Warszawie w głowę, wstępuje tutaj do ks. ks. Misjonarzy, u których w 1838 roku został przez ks. Biskupa Pawłowskiego na kapłana wyświęcony. Po wyświęceniu był wikariuszem w Płocku. Z Płocka, odwiedziwszy strony rodzinne, przedstawia się ówczesnemu proboszczowi katedralnemu ks. Leonowi Przyłuskiemu, który był zarazem proboszczem śremskim. Ten poznawszy ks. Konstantego, nakłonił go, że wziął z Płocka dimissoriales i do Księstwa Poznańskiego się przeniósł. Ks. prałat Leon Przyłuski powołuje ks. Konstantego na wikariusza w Śremie, a zostawszy Arcybiskupem, mianuje go wikariuszem katedralnym w Gnieźnie, następnie powołuje na kaznodzieję i wikariusza tumskiego w Poznaniu, gdzie zasłynął z kazań swoich, dźwięcznym i silnym głosem wygłaszanych. Po śmierci ks. Maksymiliana Kluppa w Kamieńcu, został w roku 1851 komendarzem z ramienia ks. Arcybiskupa. Ponieważ Kamieniec należał do tak zwanych spornych beneficjów, przeto nie mogła zaraz nastąpić instytucja, dopiero ks. Kardynał Ledóchowski przeprowadził, że w roku 1868 otrzymał ks. Konstanty instytucje kanoniczną. W Kamieńcu pasterzował lat 36, tutaj zjednał sobie ogólny szacunek i miłość. Był to prawy charakter, stałych i niezłomnych zasad, gorliwy kapłan, sumienny pasterz, przywiązany i wierny syn Ojczyzny do usług w pracy parafialnej, duchowej zawsze gotowy. W sprawach publicznych biorący zawsze żywy udział. Dom jego odznaczał się staropolską gościnnością i często też gromadził w swoich ścianach licznych przyjaciół bliższych i dalszych, bo każdemu było miło być w towarzystwie zacnego seniora, który dla wszystkich był uprzejmy i wylewny. Skarbów żadnych nie zebrał, chociaż tyle lat był na dość donośnym probostwie, bo nie szczędził grosza na dobre cele i kilkoro młodzieży na nogi "wystawił", pomiędzy nimi dwóch księży. Jak wyżej wspomniałem, rozwinął tutaj swoją działalność , jako pasterz, pracując gorliwie w swojej parafii i pomagając z całą gotowością dokądkolwiek go wezwano - po kilka razy "fungował" jako dziekan w zastępstwie, ponieważ nie znał języka niemieckiego - przynajmniej bardzo niedokładnie, przeto nominacji na stałego dziekana nie otrzymał. Będąc na wsi "nie zależał pola", jak to się nieraz innym zdarzało. Ciągle "umysłowo się kształcił" i dlatego też zawsze doznawał wielkich względów u przełożonej władzy duchownej a szacunku i poważania u konfratrów i obywateli. Starał się także o Dom Boży, odnowiwszy go własnym kosztem i sprawiwszy nowe organy, kilka też aparatów sprawił. Probostwo kamienieckie, choć na pozór donośne, bo miało przywilej dominium i każdorazowy proboszcz był członkiem sejmiku powiatowego, posiadał znaczny obszar ziemi i wody, ale ciężary miał wielkie. Ks. Konstanty był do ostatniej chwili czynny chociaż juz z początkiem Nowego Roku czuł sie nie zdrów, a częste podróże w parafialnej posłudze i w sprawach publicznych sprowadziły zaziębienie co przyczyniło sie do śmierci. Pogrzeb odbył się w sobotę, 26 marca 1887 r. Tak na eksportację i na pogrzeb dużo ludzi się zeszło i zjechało, księży w pierwszym dniu było 12, a w drugim 16. Eksportacja do kościoła z nowego domu, w którym ks. Konstanty mieszkał dopiero rok odprawił ks. kanonik i dziekan Tomaszewski z Trzemeszna, mszę rekwialną odśpiewał młodszy brat nieboszczyka ks. Stanisław z Górki Duchownej, do grobu odprowadził ks. Roman Sikorski z Góry pod Żninem - siostrzeniec. Mowy pogrzebowe, w których pamięć nieboszczyka uczcili wygłosili w pierwszy dzień ks. Poturalski z Duszna, na drugi dzień ks. Sieg z Orchowa wieloletni sąsiad i przyjaciel domu. (dzień wcześniej zmarł jego organista i nauczyciel religii Józef Hoffmann).