Ks. Kazimierz Janke (1883 - 1931)

Dekanat Czermiński poniósł dotkliwą stratę wskutek śmierci Ks. Kazimierza Jankego, proboszcza w Kotlinie, który po niedługiej, ale ciężkiej chorobie w lazarecie Sióstr Służebniczek Marii w Pleszewie nastąpiła na dniu 27 listopada 1931 r. Urodził się w Dziekanowicach 14 listopada 1883 r. Po ukończeniu gimnazjum w Rogoźnie wstąpił w r. 1906 do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Wyświęcony na kapłana 30 stycznia 1910 r. w Gnieźnie, powołany został na wikariat do kościoła poklasztornego w Wągrowcu, stamtąd po dwuletnim pobycie posłała go Władza Duchowna w tym samym charakterze do Kotlina, aby tutaj wyręczał od dłuższego czasu schorowanego proboszcza nie tylko w Kotlinie samym, ale i w Magnuszewicach, drugiej parafii, pozostającej pod stałym zarządem tegoż proboszcza. Zapał, jakim się odznaczał w pracy parafialnej ks. Janke, a przy tym umiejętność i zaradność sprawiły, że już po upływie roku znalazł się jako wikariusz substytut w osieroconych parafiach Kucharki i Kuchary. W roku 1916 uzyskał prezentę na probostwo w Kotlinie i otrzymał w zarząd również parafię Magnuszewice. Tutaj w ciągu piętnastu lat pracy duszpasterskiej wystąpiła na jaw w całej pełni jego kierownicza zdolność i gorliwość kapłańska. Wymowny kaznodzieja i doskonały organizator, zszeregował swoich parafian, zwłaszcza młodzież, którą szczególnie ukochał, i w bractwach kościelnych, i stowarzyszeniach, którym przeważnie sam przewodniczył, i podniósł tym sposobem w znacznej mierze ich poziom moralny. Dbał również o schludność i ozdobę domów bożych, zwłaszcza starożytnego drewnianego kościoła w Magnuszewicach. To też za owocną tę pracę swoją usłyszał podczas wizytacji pasterskiej w miesiącu maju 1931, zaszczytne uznanie z ust J. E . Najprzewielebniejszego Ks. Biskupa Laubitza. Nie obcą również była ks. Kazimierzowi praca społeczna, w której jako gorący Polak czy to w kółkach włościańskich, czy w innych pożytecznych towarzystwach, tak dawniej jak i ostatnimi czasy żywy brał udział. Zawsze ofiarny, nie szczędził grosza na różne potrzeby. Skromny i dla siebie mało wymagający, miał zawsze serce otwarte dla swych parafian i licznych przyjaciół swoich, a zwłaszcza dla konfratrów, skory każdego czasu do przysług i pełen uprzejmości. Dla licznych tych zalet wysoko ceniony, pozostawił po sobie szczery i głęboki żal, tak parafian jak i tych wszystkich, którzy bliżej go znali i pokochali. Świadczył o tym bardzo liczny orszak pogrzebowy z udziałem około czterdziestu kapłanów na czele.