Ks. Leon Kretschmer (1850 - 1930)
Kapituła Metropolitalna Gnieźnieńska poniosła bolesną stratę; w 80 roku życia a 54 kapłaństwa zasnął w Panu Ks. Prałat Leon Kretschmer, od 27 lat członek a w ostatnim czasie dziekan Kapituły. Z pochodzenia Niemiec wszedł z nominacji rządowej do stali katedralnej, będąc poprzednio profesorem seminarium nauczycielskiego w Kcynii. Czcigodny starzec nie wyzbywając się swojej narodowości, nie wnosił polityki w dziedzinę pracy swego powołania kapłańskiego, żył serdecznie z polskimi konfratrami i z ludem polskim, wiernie służył Kościołowi i społeczeństwu, które odpłacało mu szczerość uczucia nie mniej szczerym przywiązaniem i miłością. Cechowała zmarłego wielka skromność i prostota prawdziwie dziecięca: nie tylko się nigdy nie wysuwał, ale odznaczenia, które go spotykały i stanowiska wysokie, jakie mu powierzano w zarządzie Archidiecezji, uważał za nieprzysługujące mu, od których przyjęcia wymawiał się zawsze. A był to kapłan zdolny o głębokiej wiedzy i nieprzeciętny mówca. Istotą i rdzeniem jego świątobliwego życia, którym przyświecał duchowieństwu katedralnemu, było wyjątkowe wprost poczucie obowiązków i wielka świadomość odpowiedzialności za każdy spełniany czyn. W Katedrze zawsze pierwszy, już o 6 celebrując Ofiarę Św., w konfesjonale jako kanonik penitencjarz niezmordowany, przy tym wyrozumiały, uczynny, pełen życzliwości dla wszystkich, którzy się z jakimkolwiek życzeniem do niego zbliżali. Osobiście bez wszelkich potrzeb życiowych, żyjący w najskromniejszych warunkach, ale zawsze z otwartą ręką ponad możność ofiarny na cele społeczne i charytatywne. Każdemu rad by nieba uchylić, o sobie nigdy nie pamiętając, zadowolony i szczęśliwy ze swego ubóstwa. Nie udzielał się na zewnątrz, nigdy nie wyjeżdżał, aby ratować zdrowie mocno nadwątlone; dotkliwe zaś cierpienia, które od szeregu lat go gnębiły, znosił z niezwykłym poddaniem się woli Bożej i z budującą cierpliwością. Zasnął jak żył cicho i pogodnie. Znało go całe miasto jako prawdziwego Natanaela, w którym nie było ni fałszu ni zdrady. Otaczano go też za to ogólną czcią i miłością. Ave pia anima!