Ks. Ludwik Ritter (1763 - 1846)
Jeżeli kiedy zwyczajny rys życia kapłana zdolnym jest zająć uwagę czytelnika, tedy jest takim niniejszy opis życia i działania męża, który spędzając ostatnie swe lata pomiędzy nami, opuścił co tylko tę doczesność, aby z Bogiem któremu służył przez lat 84, połączył się na zawsze. Jest to rzadki wzór cnoty i prawości kapłana, jest to świecznik bijący tem mocniej swym blaskiem, im rzadszym jest on dziś w stanie naszym. Ś.p. ks. Ritter był mężem według serca bożego, kapłanem nieskażonego życia, jednem słowem: wzorem żywej bojaźni pańskiej i najczystszych obyczajów. W tem pojęciu, w tem przekonaniu kreślę jego żywot, jako lichy tylko pomnik jego działania, w pewnej nadziei, że Bóg któremu tak gorąco i gorliwie służył przez lat 60 swego kapłaństwa przyjął go na łono swoje. Ś.p. Ludwik, na bierzmowaniu Augustyn, urodził się w Koźminie w dniu 24. sierp. 1763. z Jana i Justyny małżonków. Ojciec jego chowany na dworze księcia Sapiehy i w jego zostający usługach, będąc wyznania luterskiego powrócił na łono kościoła katolickiego. Matka z rodu polskiego, niewiasta cnotliwa i bogobojna, druga Monika, łożąca wszelkie prace i usiłowania aby w syna swojego zaszczepić bogobojność. Jeszcze małem był dziecięciem Ludwik, kiedy bogobojni rodzice zgodzili się w swych chęciach, aby ukochano swe dziecię oddać na usługi Bogu. Do tego kierowali oni już pierwiastkowe jego wychowanie, kiedy w roku 1773 oddali go w Kaliszu do szkół jezuickich, gdzie przez jeden rok zostawał. Był to właśnie rok kiedy u nas zniesiono zakon Jezuitów i kiedy kommissya edukacyjna pozostawiła kwalifikujących się do zawodu nauczycielskiego członków tego zgromadzenia, inne miejsca obsadzała już z swego ramienia rozmaitymi profesorami. Pod tym składem nauczycieli bawił Ritter w Kaliszu jeszcze jeden rok, i uczył się według nowej, jak sam mawiał, metody.Po dwóch latach udał się młody Ritter do akademii Lubrańskiego do Poznania, gdzie pod profesorami przysyłanymi tutaj przez akademią krakowską, a mianowicie pod Minockim, Ojczykowskim, Marciszewskim, Zygmuntowiczem i Kozłowskim, słuchał gramatyki, poetyki, retoryki i filozofii. Gdy tu sposobił się Ritter do stanu duchownego, zaszła reforma tejże akademii: dotychczasowe szkoły akademickie przeniesione zostały do kollegium pojezuickiego w samem mieście, co nastąpiło po wakakacjach r. 1780., w opuszczonym zaś gmachu akademii urządzono seminaryurn duchowne, do którego w dniach pierwszych stycznia 1781 sprowadził się ks. Chudzicki profesor teologii moralnej, który dotąd mieszkał w starym gmachu seminaryjskim, położonym za dzisiejszemi domami ks. wikaryuszów katedralnych. W czasie tego intermisticum zgłosił się młody Ritter do ks. Chudzickiego, który po przeniesieniu ks.Junglinga na probostwo do Śremu, sam tylku rządził seminarium, i został przyjęty jako alumn. Pod Chudzickim słuchał teologii moralnej aż do miesiąca listopada, w tym albowiem czasie przysłał biskup Okęcki z Warszawy ks. missydnarzy to jest: ks. Krzywańskiego, jako prefekta ks. Piątkiewicza i Raczyńskiego jako profesorów, których officyał poznański archid. śremski Rokossowski uroczyście wprowadził, poczem ciż sami rozpoczęli udzielanie nauk teologicznych. Pod tymiż profesorami odbył Ritter cały kurs naukowy, a przyjąwszy pierwsze święcenie w rzeczonym roku, w pięć lat później (1786) wyświęcony został na kapłana. Z tym rokiem rozpoczyna się zawód kapłański ks. Rittera, który, rozpoczął jako kanonik kollegiaty Panny Maryi in summo zwanej, położonej przy katedrze poznańskiej, na którą to posadę był instytuowanym i instalowanym. Trzy atoli tylko lata przepędził na tym miejscu, już bowiem w roku I790 przaniósł się do archidiecezji gnieźnieńskiej, gdzie był plebanem w Dąbrówce przez przeszło lat 13. Jego pasterska gorliwość i przekładne życie, ściągnęły już w tych początkach duchownego urzędowania na niego uwagę arcybiskupa Krasickiego, który w nagrodę położonych dla kościoła bożego zasług ofiarował mu w r. 1800 kanonię honoralną kollegiaty kaliskiej, udzielaną, jak się w instrumencie tej prowizji wyrażono, tylko "Sacerdotibus de ecclesta bene meritis. Bez wątpienia zasłużył sobie na ten predykat już wtenczas, a całe jego późniejsze życie jest dowodem, że był go godnym. W roku 1803. powrócił do dyecezyi poznańskiej, pozyskawszy prezentę na plebanią w Czaczu, którą zarządzał przez lat 34, a przez lat 23 sprawował zarazem urząd dziekana foralnego kościańskiego. Kto miał sposobność znać go w tej epoce jego męskiego życia, widział w nim męża prawdziwie apostolskiego. Daleki od szukania wszelkich u świata zysków, zaprzestawał on na szczupłem nader mieniu, a niekiedy znośnym mu był nawet sam niedostatek, z którym walczyć mu przychodziło. Przystępny dla każdego i dobroczynny jako pleban dla swych owieczek, był niemniej łagodnym, uprzejmym i braterskim dla swych współbraci duchownych. Obchodząc się z każdym z ewangeliczną miłością i uprzejmością, połączonemi z ślachetną prostotą duszy i serca, umiał on ujmować sobie niemal każdego, nawet w zakresie swego urzędowania, w którym tam tylko używał surowości, gdzie pełne dobroci serce nie zdołało mu zniewolić błądzącego brata. Mniej może dbały na formy i okazałości, umiał je zastąpić ścisłą sumiennością i otwartością, godną prawego kapłana, wiernego ucznia apostolskiego. Takie zasługi nie uszły baczności arcybiskupa Wolickiego, który przy reorganizacji kapituły metrop. poznańskiej nominował ś.p. Rittera kanonikiem metropolit. poznańskim. Przyjął ten zaszczyt, chociaż jak mawiał, nie miał już zębów aby, korzystać z powiększonego chleba. Jeszcze jako kanonik od r. 1830. sprawował rozmaite posługi dla dyecezyi, już to jako cxaminator dyecezalny, już jako sędzia w sądzie prosynodalnym, i był czynnym dopókąd tylko siły a mianowicie słuch, na który w końcu zupełnie był zasłabł, mu dozwoliły. W sześć lal później (1836) odprawił w kościele Sióstr Miło sierdzia drugie prymicje i pozyskał z tej okazyi od Ńajjaś. Pana Order Orła Czerw. III klasy. Skromność i ewangeliczna prostota jakie cechowały dawniej jego życie, towarzyszyły i teraz wszelkim jego czynom, a wielka świątobliwość żywota wzorowe przestrzeganie powinności kapłańskich zdobiły więcej niż powierzchowne oznaki jego pożycia. Przywykły do ciągłych zatrudnień, przepędzał czas pozostały po dopełnionych obowiązkach na czytaniu ksiąg teologicznych i nabożnych, wypisując sobie i notując co gdziekolwiek znalazł trafnego dla swego ducha. Uprzejmy i gościnny dla każdego, był surowym dla siebie samego, rozciągając to do tego stopnia, że od początku swego kapłaństwa nie używał nigdy posługi, jak tylko męskiej, i to tylko do czyszczenia obuwia, resztą sam się trudnił aż do zgonu. Wina nie pił nigdy sam a nawet przy obiedzie, a częstując niem z chęcią gościa, dziękował mu jakoby był przez niego czystowanym. Do tej otwartości i uprzejmości w przestawaniu z innymi łączył rzadką wesołość duszy i wewnętrzną swobode, tak iż dziwić się należało, jak jeszcze i w późnym swym wieku wiele posiadał dowcipu w zagadkach i rozmowach swoich przestrzegając zawsze atoli skromności potrzebnej kapłanowi. Słowem, był on w życiu swojem żywym obrazem prawego kapłana, a zarazem i reprezentantem szkoły, której zawdzięczał swe wykształcenie, nie wyłączając uporu jaki cechował zwolenników systemu peripatetyków, w ich nie należących do wiary opiniach i zasadach. Od czasu swych drugich prymicyi stał już kanonik Ritter jako starzec w pośród nowej generacji: ci których zaznał za lat młodych uprzedzili go do grobu. Gdziekolwiek się obrócił stawali mu w pamięci przyjaciele i znajomi których już nie było. Wszakże nie tworzył go bynajmniej ten smutny widok, on był zawsze przygotowany na śmierć, a powiedzieć można, że przez całe życie na nią się sposobił. I dlatego też doszedłszy lat 80 swego wieku uważał z mędrcem pańskim resztę lat swoich za szczególną łaskę Bożą, pomimo że wyrzekał częstokroć z tymże, że ta reszta lat były dla niego "labor el dolor". Nikły już odtąd coraz birdziej jego siły, ale żelazna wytrwałość w dopełnianiu obowiązków nie zmieniała się bynajmniej, tak że niekiedy sądzić było można że w kościele przy ś. ofierze pragnął oddać ducha swojego w ręce Boga. Dobroczynność ku biednym i sierotom, jaka cechowała jego życie, nie tylko nie zmniejszała się z wiekiem, ale nawet pomimo złość lodzi, przez których był okradany, powiększała się coraz bardziej. Tej to po części dobroczynności przypisać należy że cała jego pozostałość nie doszła do 2000 talarów. Zgon jego był równie budującym jak było całe życie. Zachorowawszy na kilka dni przed swoją śmiercią, znosił wszelkie cierpienia z nadzwyczajną cierpliwością, powtarzając z św. Augustynem owe słowa: "Niespokojne jest o Panie serce moje, dopókąd nie spocznie w tobie". W tem ku Bogu uniesieniu, opatrzony wcześnie św. sakramentami, oczekiwał ostatniego rozwiązania, które też w dniu 28 sierpnia w dniu Św. Augustyna, którego obrał sobie za patrona na bierzmowaniu, pomiędzy godziną 5 - 6. wieczorną nastąpiło. Przytomność umysłu i mowa nie odstąpiły go jak na trzy dopiero godziny przed śmiercią. Ciało jego z zwykłą uroczystością pochowane zostało w sklepie kościoła metropolitalnego pod kaplicą Mieczysława i Bolesława królów Polskich w dniu 30. t.m. a nazajutrz dnia 31. sierpnia odprawiły się uroczyste exekwie, które celebrował sam JW. Arcypastcrz. Przed castrum doloris skreślił JE X. penitencyarz Pluszczewski w mowie pogrzebowej życie zmarłego, przedstawiając je kapłanom i świeckim za wzór godny naśladowania. I w rzeczy samej oddane zmarłemu pochwały były rzetelne i słuszne, każdy bowiem kto go zaznał przyzna chętnie, że tenże przedstawiał w całem życiu swojem obraz męża prawego, jaki skreśla mędrzec Pański (u Ekkiez. r. 32.), uzna w nim męża: "qui in diebus suis placuit Deo et inventus est justus".
W Poznaniu 30 sierpnia 1846