Ks. Nikodem Sieg (1834 - 1897)

(na stronie biogram i mowa ks. Nikodema Siega wygłoszona na wiecu w Poznaniu, dnia 20 lutego 1889 roku) W Piaskach koło Gostynia Wielkopolskiego, w części osady zwanej Marysin, znaduje się niewielki cmentarz. Wśród starych, podobnych do siebie mogił, jeden grób wyróżnia się dobrze zachowaną tablicą z napisem następującej treści: Tu spoczywa w Bogu Ś.p. ks. Nikodem Sieg proboszcz orchowski ur. 01.o6. 1834, zm. 23.08.1897 prosi o modlitwę siostra i wdzięczny siostrzeniec. Mieszkający w pobliżu Ojcowie Bonifratrzy, sprawujący opiekę nad grobami swych współbraci i nad całym cmentarzem, nie pamiętali już kim był pochowany tu ks. Nikodem Sieg. Wiadomo było jedynie, że tu spędził ostatnie lata życia jako emeryt. Zamieszkiwał u swej siostry. Tu, w miejscowym szpitalu prowadzonym przez Ojców Bonifratrów, przebywał złożony chorobą, gdzie też zmarł. Jego grób był pierwszym na nowym wtedy, a dziś już nie używanym cmentarzu przy klasztornym. Jeden z zakonników przechadzając się któregoś dnia alejkami cmentarza, odmawiał modlitwy za pochowanych tu zmarłych. W pewnym momencie zatrzymał się przy grobie ks. Sięga. Napis na tablicy zaintrygował go - proboszcz orchowski. Wtedy to postanowił odwiedzić Orchowo by zobaczyć miejsce gdzie żył i pracował ks. Nikodem Sieg, a przy okazji czegoś bliższego dowiedzieć się o nim. Tak też się stało. Wkrótce zawitał do Orchowa, zjawił się na plebanii, gdzie przekazał ówczesnemu proboszczowi, ks. Marianowi Drapikowskiemu, a za jego pośrednictwem całej parafii, wiadomość o miejscu wiecznego spoczynku długoletniego i wielce zasłużonego proboszcza orchowskiego ks. Nikodema Sięga. Kim był ten człowiek, ksiądz katolicki i Polak o obco brzmiącym nazwisku? Kim był, że mimo upływu lat pozostaje we wdzięcznej pamięci mieszkańców Orchowa i okolic? Kim był, skoro tym wiejskim proboszczem interesują się historycy, profesorowie uniwersytetów, badający dzieje Kościoła na ziemiach polskich w drugiej połowie XIX wieku, jak i dzieje polskiego oporu przeciw germanizacji? Mijają lata i gaśnie pamięć ludzka o tych, którzy żyli przed nami. Dzieje życia wielu z nich zasługują na utrwalenie. W roku ubiegłym minęła setna rocznica śmierci ks. Nikodema Sięga. Rocznica ta stała się okazją do zebrania tych nielicznych świadectw jego życia oraz pracy. Ks. Nikodem Sieg urodził się 1 czerwca 1834 roku. Nic bliższego nie wiadomo o jego rodzicach. (Ojciec Nikodema - Fryderyk Sieg, zmarł 14.09.1880 roku w Naramowicach pod Poznaniem w wieku 66 lat, zatem urodził się 1814 roku. Był wzorowym nauczycielem, który z niestrudzoną gorliwością pracował "nad moralnym podniesieniem i wykształceniem" dziatwy. W gminie naramowickiej, wychował kilka pokoleń polaków bowiem przez 48 lat nauczał jako nauczyciel. Kolegom chętnie służył radą i pomocą. W 1830 roku zaciągnął sie do jazdy wołyńskiej. Na cmentarz św. Wojciecha - miejsce wiecznego spoczynku odprowadziło go grono duchownych, kolegów, przyjaciół i wdzięcznych włościan. Orszakowi żałobnemu przewodniczył syn zmarłego, ks. Nikodem Sieg z Orchowa. Ks. P. Kantorski wygłosił mowę żałobną, w której pięknie opowiedział żywot Fryderyka, stawiając za przykład kolegom i młodzieży tę wzorową postać nauczyciela, który obowiązek urzędu umiał pogodzić z uczuciami Polaka i katolika./wpisał A.Ł./

Sądzić jednak należy, że właśnie w domu rodzinnym otrzymał wychowanie, które ukształtowało go nie tylko na Polaka i księdza katolickiego, ale i na patriotę i niezłomnego obrońcę praw narodu polskiego i Kościoła. Okres nauki w szkole i czas studiów teologicznych nie zapisały się niczym szczególnym poza tym, że na tą część życiorysu ks. Sięga przypada narastający napór żywiołu niemieckiego na ziemie polskie pod zaborem pruskim. Napór ten wyrażał się m.in. rugowaniem języka polskiego, wykupem polskiej ziemi, wzrostem niemieckiego osadnictwa, rozwojem niemieckiego rzemiosła, handlu, przemysłu i oświaty. Z drugiej strony zaobserwować można było proces samoorganizowania się Polaków dla przeciwstawienia się zgubnym skutkom narastającej fali germanizacji. To na ten okres przypada działalność Karola Marcinkowskiego, Gustawa Potworowskiego, a później Karola Liebelta, M. Palacza, W. Stefańskiego i innych. Ten okres to czas zrywu Wiosny Ludów (1848), który spowodował w Wielkopolsce odrodzenie się świadomości patriotycznej i w połączeniu z pozytywistyczną ideą "pracy organicznej" zaowocował licznymi inicjatywami stawiającymi sobie za cel obronę polskości przez, działalność na rzecz, polskiej oświaty, kultury i gospodarki. Wszystko to nie pozostawało bez wpływu na młodego człowieka, żywo interesującego się otaczającą go rzeczywistością, a takim był wtedy przyszły kapłan, młody Nikodem Sieg. Proboszczem w parafii orchowskiej został w 1860 roku. Swoją trwającą tu 35 lat pracę duszpasterską potrafił związać trwale z działalnością na rzecz polskiej sprawy narodowej, którą rozumiał jako walkę o wolność. Nigdy z tej walki nie zrezygnował, co więcej, potrafił połączyć ją z działalnością społeczną dla odrodzenia polskiego życia gospodarczego. Duszpasterstwo i działalność społeczno - patriotyczna przeplatają się w pracy ks. Nikodema Sięga na tak wielorakie sposoby, że nie można ich rozdzielić. Początek jego duszpasterstwa w Orchowie przypada na okres przed wybuchem powstania styczniowego. Parafia orchowska leżąca w zaborze pruskim przylegała do granicy zaboru rosyjskiego. Stamtąd zapewne przenikały wiadomości o narastających nastrojach patriotycznych, dających nadzieję na korzystny zwrot w kwestii walki o wolność narodową. Z taką właśnie nadzieją przyjął ks. Nikodem Sieg wiadomość o wybuchu powstania styczniowego i włączył się czynnie w niesienie pomocy walczącym powstańcom. O tym, że tak właśnie było mówią nieliczne, ale wymowne świadectwa z tamtego okresu. Jeden z wielu zapewne epizodów z życia ks. Siega w tamtym czasie opisany został w krótkiej notatce zamieszczonej w Dodatku do Dziennika Poznańskiego nr 95 z dnia 26 kwietnia 1863 roku. Obszar parafii orchowskiej jako teren przygraniczny został po wybuchu powstania styczniowego, obsadzony przez wojsko pruskie z zadaniem strzeżenia granicy w celu uniemożliwienia przenikania ochotników do powstania. Ks. Nikodem Sieg podejrzewany, zapewne nie bez powodu, przez pruskie władze wojskowe o sprzyjanie powstaniu, został dnia 19 kwietnia 1863 roku aresztowany. W czasie, gdy udawał się z posługą duszpasterską na pogrzeb do Linówca, zatrzymał go pruski patrol wojskowy. Jak donosi Dziennik Poznański, po zatrzymaniu żandarmi nie szczędzili mu szykan, obelg i upokorzeń. Pieszo pędzono go do Szydłówca, skąd odesłany został do Anastazewa, gdzie władze wojskowe aresztowały go. Zwolniony z aresztu został następnego dnia. a wracając do domu dowiedział się, że parafianie jego, którzy przybyli do Szydłówca, by interweniować u władz wojskowych po zatrzymaniu proboszcza, zostali dotkliwie pobici przez żołnierzy pruskich. W tej samej notatce Dziennik Poznański donosi o szykanach i karach, jakie spotkały żołnierzy Polaków służących w armii pruskiej, którzy uczęszczali na nabożeństwa w kościele w Orchowie i korzystali z posługi duchowej ks. Siega. Doszło nawet do tego, że pruskie dowództwo wydało żołnierzom zakaz uczęszczania na nabożeństwa ks. Siega. Dla wyegzekwowania tego zakazu postawiono przy drzwiach kościoła w Orchowie straż, która zatrzymywała żołnierzy łamiących ten zakaz. Raz nawet zdarzyło się, że uzbrojeni żandarmi wtargnęli do kościoła. Z roku 1863 zachowało się kilka zdań z kazania wygłoszonego przez ks. Siega z okazji odpustu w Graboszewie, blisko granicy z Królestwem Polskim. Ks. Sieg mówił wtedy "Przecież, wam wiadomo, że Bracia nasi w sąsiedztwie będą zabijani, tam bardzo wiele krwi płynie, w niektórych familiach to i 3 osoby, które są zabite brakują i zwróćcie tam wasze oczy. Kto wie co nas czeka i musimy się na wszystko przygotować." Trzeba było dużej odwagi by słowa te wygłosić do licznie zgromadzonych wiernych, wśród których ukrywali się konfidenci pruskiej policji, gdyż takich wysyłano zwłaszcza za księżmi udającymi się z pomocą do sąsiednich parafii. W 1863 roku władze pruskie odnotowały inne "polityczne" wystąpienie ks. Siega. W dniu urodzin króla pruskiego wezwał on swych parafian do materialnego wsparcia walczących powstańców. Ku zgorszeniu władz pruskich apel swój wygłosił w kościele w obecności, licznych żołnierzy i jednocześnie nie odprawiając żadnych modlitw w intencji obchodzącego urodziny króla pruskiego. Wiele o postawie patriotycznej ks. Siega mówi zachowany do dziś przy kościele w Orchowie grób młodego powstańca. Fakt, że pochowano go przy kościele, a nie na cmentarzu parafialnym wskazuje na celowe działanie ks. Siega, który jako gospodarz parafii musiał wyrazić na to zgodę, a znając jego patriotyczną postawę i stosunek do powstania styczniowego sądzić można, że pochowanie powstańca właśnie w tym miejscu było jego inicjatywą. Napis na płycie nagrobka brzmi: Walerian Kucharski syn Ignacego Kucharskiego i Florentyny z Nawrockich licząc lat 19, zmarł w Orchowie 30 maja 1863 roku wskutek ran odebranych w bitwie pod Olszową, dnia 22 marca 1863. Być może autorem tego napisu jest sam ks. Sieg, który w ten sposób czcząc męczennika narodowej sprawy i chowając go przy kościele chciał utrwalić w swych parafianach umiłowanie wolności i niepodległości. Chciał, by ten grób przypominał tym, którzy zapomnieli lub zapomnieć chcieli, że miłość ojczyzny wymaga ofiary i poświęcenia. Dziś tylko domyślać się możemy, że ten młody powstaniec jeszcze przed śmiercią otoczony został przez ks. Siega opieką duchową i wsparciem materialnym. To zapewne ks. Sieg pomagał gdy czyniono wysiłki by uratować życie młodego powstańca i to ks. Sieg prawie na pewno przygotował go na śmierć. Parafianin ks. Siega, dziedzic Osówca i Suszewa, Teofil Mlicki wspomagał powstańców dostawami żywności i ułatwiał przejście młodzieży przez granicę zaboru do powstania, przez przylegające do swych dóbr jezioro w Suszewie. I ta działalność, która przybrała znaczne rozmiary, odbywała się zapewne za wiedzą, aprobatą i duchowym wsparciem ks. Siega. Zachowane, nieliczne notatki wykonane przez ks. Siega przy różnych okazjach zdradzają stale bliską mu myśl o Polsce niepodległej i odrodzonej. I tak 30 września 1863 roku we własnoręcznym zapisie umieszczonym w cokole figury Matki Bożej poświęconej 6 października tamtego roku na pamiątkę misji odprawianych z okazji 1000 - lecia zaprowadzenia chrześcijaństwa w krajach słowiańskich przez. Cyryla i Metodego, ks. Sieg umieścił następujące zdanie: "W tym roku toczy się wojna polskich powstańców w tak zwanym Królestwie Polskim, na Litwie, Podolu, Wołyniu, Ukrainie i Żmudzi, rozpoczęto ją 22 stycznia, dotychczas jeszcze nie rozstrzygnięta. W Bogu przecież nadzieja, że Polacy zwyciężą...". W jedenaście lat później po demontażu w/w figury z powodu rozbiórki starego, kamiennego ogrodzenia przy kościele i budowy nowego. ks. Sieg sporządził notatkę, w której znalazło się następujące zdanie: "Powstanie z 1863 roku zakończyło się klęską naszą. Jeszcze jest wielki ucisk Kościoła pod pruskim zaborem. Nasz arcybiskup kard. Mieczysław Ledóchowski na wygnaniu w Rzymie...". Na lata duszpasterzowania ks. Siega w Orchowie przypada narastający napór niemczyzny na ziemie polskie zaboru pruskiego. Antypolska i antykościelna polityka osiągnęła szczególnie niepokojące rozmiary za rządów tzw. "żelaznego kanclerza" -Otto von Bismarka. Ostrze polityki germanizacyjnej skierowane zostało przeciw Kościołowi katolickiemu zwłaszcza w latach "kulturkampfu" 1871 - 1878, który był otwartą wojną z Kościołem prowadzoną w oparciu o tzw. "ustawy majowe" z lat 1873 i 1874. Wprowadzając w życie postanowienia w/w ustaw, po aresztowaniu arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego, władze pruskie powołały zarząd komisaryczny w diecezjach poznańskiej i gnieźnieńskiej dla administrowania, w imieniu rządu pruskiego, majątkiem kościelnym. Podjęto także działania, których celem było obsadzanie wakujących stanowisk kościelnych, zwłaszcza w parafiach, kandydatami mającymi zaufanie władz pruskich. Na opornych posypały się kary pieniężne zamieniane często na areszt. W niektórych parafiach udało się władzom osadzić własnych kandydatów na proboszczów . Pełnili oni swe funkcje bez zgody biskupa. Proboszczowie ci. zwani "księżmi majowymi", bardzo często jako narzuceni przez władze zaborcze nie byli uznawani przez miejscową wspólnotę wiernych - całą lub część. W tej sytuacji liczni wierni pozostawali bez możliwości korzystania z posługi duszpasterskiej. Aby temu zaradzić, księża z sąsiednich parafii przejmowali potajemnie opiekę duszpasterską nad całą osieroconą parafią lub nad jej częścią. Postępowanie to było szczególnie zaciekle tropione i tępione przez zaborcę. Wśród księży, którzy podjęli ryzyko prowadzenia takiego duszpasterstwa znalazł się również ks. Nikodem Sieg, proboszcz orchowski. Działalność tą podjął on na prośbę parafian z pobliskiego Powidza, gdzie w 1877 roku z nadania władz pruskich, bez zgody biskupa, proboszczem został ks. Moerke. Ks. Sieg potajemnie, w prowizorycznej kaplicy w Powidzu odprawiał nabożeństwa, udzielał Sakramentów św., sprawował pogrzeby. Liczni mieszkańcy Powidza uczęszczali także do kościoła w Orchowie uznając w ks. Siegu swego proboszcza. Ta postawa i praca ks. Sięga nie uszły uwadze władz pruskich. Zastosowano wobec niego, przewidzianą ustawą z 4 maja 1874 roku, karę banicji. Ks. Sieg opuścić musiał czasowo swoją parafię. Inną dziedziną, w której objawiły się niezwykłe zdolności organizacyjne, energia i duch pracy społecznej ks. Sięga był obszar życia gospodarczego. Ks. Sieg potrafił połączyć w swej pracy i działalności romantyczną ideę walki o wolność narodu z pozytywistycznymi hasłami "pracy organicznej", nadając tym ostatnim swoiście narodowy i niepodległościowy wymiar. Było to wtedy niezwykłą rzadkością. Dla ks. Sięga działalność na polu gospodarczym była po prostu dalszą walką o wolność narodu polskiego prowadzoną tylko nowymi metodami i środkami, i w innej sytuacji. Cel pozostawał ten sam, a program na tamten czas to obrona zagrożonego germanizacją bytu narodowego przez utrzymanie stanu posiadania ziemi w rękach Polaków, a także podniesienie na wyższy poziom kultury rolnej i samoorganizacji rolników polskich w związki rolnicze i organizacje samopomocowe służące doradztwem, kredytami, prowadzące działalność oświatową. Ks. Sieg rozumiał, że doskonale zorganizowanej i dotowanej przez rząd pruski niemieckiej akcji osiedleńczej, której celem było ograniczenie polskiego stanu posiadania, a w następnym etapie wyparcie Polaków z ziemi, może się przeciwstawić równie sprawna organizacja polskiego społeczeństwa, która pozwoli Polakom nie tylko przetrwać czy współistnieć, ale i skutecznie konkurować z Niemcami zwłaszcza na polu ekonomicznym. Lata po upadku powstania styczniowego poświęcił ks. Sieg na takie właśnie działania, rzucając na szalę cały swój autorytet kapłana i Polaka. Jego determinacja, konsekwencja w działaniu i dalekowzroczność są tym bardziej godne podziwu, że był on pionierem w tego rodzaju pracach. Rozwinięte w późniejszym okresie działania władz pruskich tj. przeprowadzenie w 1885 roku tzw. rugów pruskich, powstanie w 1886 roku Komisji Kolon izacyjnej, czy powstanie i działalność tzw. "Hakaty", w pełni potwierdziły słuszność wcześniej podjętych przez ks. Sięga prac dla samoobrony. Właśnie w lalach sześćdziesiątych XIX wieku , w oparciu o powstałe w dużych ośrodkach miejskich polskie organizacje gospodarcze jak np. Centralne Towarzystwo Gospodarcze w Poznaniu, zaczęły masowo powstawać banki ludowe, spółki oszczędnościowo - kredytowe i kółka rolnicze. W 1865 roku powstaje w Mogilnie Towarzystwo Rolnicze Mogileńskie (TRM) jako filia Centralnego Towarzystwa Gospodarczego dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Ks. Nikodem Sieg wszedł w skład dziesięcioosobowej dyrekcji Towarzystwa jako członek jego zarządu. W składzie zarządu znalazł się także parafianin ks. Sięga, Teofil Mlicki - właściciel majątku w Osówcu. Do najpopularniejszych działań Towarzystwa należały: odczyty dla rolników propagujące nowoczesne metody gospodarki rolnej, w tym: płodozmian, hodowlę, organizację produkcji, meliorację i technikę rolniczą. Towarzystwo rozprowadzało wśród swoich członków wysokogatunkowy, selekcyjny materiał siewny (zbóż i roślin motylkowych), a także propagowało stosowanie nawozów sztucznych, uprawę roślin pastewnych, produkcję pasz. Organizowano wystawy rolnicze i wycieczki do wzorcowo prowadzonych gospodarstw. W krótkim czasie ks. Sieg przeniósł wszystkie te działania na grunt swej parafii w Orchowie. Z jego inicjatywy, w roku 1866, w ramach Towarzystwa Gospodarczego Mogileńskiego zawiązało się w Orchowie jako pierwsze w Powiecie mogileńskim i drugie na ziemiach polskich zaboru pruskiego, włościańskie kółko rolnicze. W roku 1870 wyodrębniło się ono z TRM powołując własny zarząd. W skład zarządu weszli: W. Zakrzewski - prezes, ks. N.Sieg - v. prezes, S. Hubner (nauczyciel) - sekretarz, J. Masłowski (gospodarz) - skarbnik, A. Stube (gospodarz) - członek zarządu. Orchowskie kółko rolnicze, dzięki systematycznej pracy swego założyciela, ks. Nikodema Sięga, było najlepiej działającym kółkiem rolniczym w powiecie. Warto nadmienić, że cała działalność TRM i powstałych włościańskich kółek rolniczych finansowana była ze składek członkowskich, bez jakichkolwiek dotacji rządu pruskiego, którymi tak hojnie obdarowywano podobne organizacje niemieckich osadników. Działalność kółka rolniczego w Orchowie okazała się wielkim dobrodziejstwem zwłaszcza dla chłopskich gospodarstw indywidualnych, gdzie polski stan posiadania był najbardziej zagrożony, a w dużej mierze został zachowany i umocniony pomimo, że na ten okres przypada początek szybkiego rozwoju osadnictwa niemieckiego w okolicach Orchowa. To wtedy zaczęła rosnąć kolonia niemiecka w części Orchowa zwanej dziś Orchowem Górnym. Pomimo upływu lat pamięć o ks. Siegu jest ciągle żywa w Orchowie i okolicy. Odnaleziony jego grób otoczony został opieką przez rolników z Gminy Orchowo skupionych w miejscowej Spółdzielni Kółek Rolniczych. Co roku delegacja rolników z orchowskiego kółka rolniczego udaje się do Piasków by modlić się u grobu swego założyciela ks. Nikodema Sięga i być może u niego szukać sił i sposobów pokonania trudności jakie piętrzą się przed nimi w obecnej sytuacji społeczno - gospodarczej na wsi. Kilka lat temu. staraniem ówczesnego proboszcza ks. Mariana Drapikowskiego umieszczona została w kruchcie kościoła parafialnego p.w. Wszystkich Świętych w Orchowie tablica poświęcona pamięci ks. Sięga z jego podobizną i następującym napisem: ks. Nikodem Sieg, proboszcz orchowski 1860- 1895 działacz społeczny założył w 1866 roku polskie parafialne kółko rolnicze. Msza św. odprawiona w setną rocznicę jego śmierci 23 sierpnia 1997 roku, stała się okazją do przypomnienia życia i dzieła ks. Sięga w kazaniu wygłoszonym przez jego następcę, obecnego proboszcza orchowskiego ks. Mirosława Kędzierskiego. Również w roku setnej rocznicy jego śmierci, jedna z ulic orchowskich, przy której znajduje się kościół parafialny i plebania gdzie mieszkał ks. Sieg, uchwałą Rady Gminy Orchowo otrzymała jego imię. Są w Orchowie miejsca w sposób szczególny związane z osobą ks. Sięga. Jest drewniany kościół, a w nim ołtarz, przy którym ks. Sieg przez 35 lat sprawował Najświętszą Ofiarę. Jest ambona, z której wygłaszał swe płomienne kazania. Są sprzęty liturgiczne, które brał do rąk. Jest dom, w którym mieszkał, ścieżka którą codziennie przemierzał w drodze do kościoła i cmentarz dokąd odprowadzał swoich zmarłych parafian. Dzięki temu obecność ks. Sięga w pamięci i sercach dzisiejszych mieszkańców Orchowa nabiera nowego wymiaru i szczególnej, mimo upływu lat, wartości. Wszak problemy i trudności z jakimi borykamy się dziś i z jakimi przyjdzie nam zmierzyć się w najbliższych latach, wcale nie tak bardzo różnią się od tych jakim czoła stawił z górą sto lat temu ks. Nikodem Sieg. Czas jednak dopiero pokaże, czy obecne i następne pokolenia sprostają dzisiejszym wyzwaniom i przeniosą w przyszłość odzyskany skarb wolności i niepodległości podążając ścieżkami i drogami, które przetarł i ukazał ks. Nikodem Sieg. /Opracował: Wiktor Majewski/
Literatura: Dodatek do Dziennika Poznańskiego Nr95 z 26.04.1863 roku. ks. Zygmunt Zieliński, ks. Mieczysław Żywczyński (red.) "Studia historyczne" Towarzystwo KUL Lublin 1968. ks. Zygmunt Zieliński "Kościół Katolicki w Wielkim Księstwie Poznańskim w latach 1848 - 1865" Towarzystwo Naukowe KUL Lublin 1973. Czesław Łuczak (red.) "Studia z dziejów ziemi mogileńskiej" Wyd. UAM P - ń 1978 rok. ks. Nikodem Kowalski "Walka o polską mowę, ziemię i religię" Przew. Katol. Nr 50 z dn. 14.12.1986.

Mowa ks. Nikodema Siega wygłoszona na wiecu w Poznaniu, dnia 20 lutego 1889 roku
(w obronie języka polskiego)

Nie będę się dziś rozwodził nad tem, jak boleśnie dotknęły nas rozporządzenia rządowe, które stoją w niesłychanem przeciwieństwie do zobowiązań podjętych przez rząd przy zaborze kraju naszego i do obietnic poręczonych słowem królewskiem monarchów pruskich. Poręczono nam i obiecywano swobodny rozwój narodowości, a nawet utworzenie instytucyi narodowych z poręki rządu dla spokojnego rozwoju języka i obyczaju narodowego: a dziś ten język nasz, droga spuścizna po ojcach, wyparty nawet ze szkoły i to nie już ze szkół wyższych, lecz i z najniższych, w których podają dzieciom naszym początki wiedzy ludzkiej. Rzeczywiście siekierę do korzenia narodu naszego przyłożono tem rozporządzeniem, odbierając dziecku naszemu wiedzą i umiejętność w ojczystym jego języku, ba! nawet znajomość czytania i pisania w mowie ojczystej. Jeżeli które z rozporządzeń rządowych, to właśnie ono ze szkoły wykluczające naukę czytania i pisania polskiego mogłoby sprawić, iżby dopełniło się srogie słowo, które ras padło i ławy ministeryalnej w sejmie: "Musicie być Niemcami!" Jeden z zagorzałych posłów niemieckich urągał raz w sejmie Polakom, że ich język gruby, nieokrzesany, wcale nie piśmienny, że jest tylko gwarą w potocznem, codziennem użyciu - (eine Sprech-sprache), że w piśmiennej mowie mamy chyba katechizm i elementarz. Bogu dzięki! nie potrzebujem się powstydzić spuścizny po ojcach naszych mowy nasze ojczystej, bo język nasz polski nie tylko jest jeden z najbogatszych, obfity w brzmienia i dźwięki, giętki, dobitny, dzielny lecz i w nim mamy skarby wielkie myśli wiedzy i sztuki w pieśni i opowieści w drukach starych i nowych, w tak zwanem piśmiennictwie. Innego zdania są niektórzy uczeni Niemcy, którzy dzieła nieśmiertelnego naszego wieszcza Mickiewicza na niemiecki przełożyli język, jak Nitschmann, a w ostatnich czasach pan Kohler otwory poetyckie Asnyka, przerobił na swój język i jak sam pisze, temi prawdziwemi perłami zbogacił literaturę niemiecką. Lecz na cóż przydałaby się choć najobfitsza krynica wiedzy, oświaty narodowej, gdyby nie było sposobu czerpania z niej? Otóż wiadrem, którem czerpać możesz wodę żywą żywej oświaty, żyjącego narodu swojego, jest umiejętne czytanie w języku ojczystym. Bez tego wszystkie te skarby, złożone w mowie twej ojczystej, będą jakoby zaklęte dla ciebie, bo tobie niedostępne; bez tego mowa twoja powoli spadałaby na coraz niższy szczebel gwary (Sprechsprache) coraz więcej nieokrzesanej, grubej, zeszpeconej naleciałościami z mowy obcej, ażeby się stała niezrozumiałą bratu twemu rodakowi, może tuż o miedzę sąsiadującemu; bez tego nieświadom piękności i bogactwa języka ojców, świadom sobie tylko, że mówisz nieokrzesanie, wnet mógłbyś powstydzić się tej gwary, a z nią i mowy wogóle ojczystej: a wtedy gotowy z ciebie odstępca od narodu. Tak do niedawna działo się u Słowaków, u Czechów, Szlązaków, z których każdy, jako tako wykształcony człowiek stawał się Madziarem, Niemcem. - Ale na szczęście, to niebezpieczeństwo wynarodowienia się dziś, gdy wszystkie narody w Europie i najmniejsze poczuły się w prawach swoich i nie chcą już iść na pognój obcych narodowości, obcego języka, obcej oświaty, dziś ono nie tak straszne, żebyśmy aż o przyszłości swojej zwątpić mieli. Przede wszystkiem otuchą napełnić nas może przykład pobratymców naszych Czechów. - Złamani w krwawych zapasach pod Białą Górą, stracili szlachtę, która wytępiona mieczem, lub zniemczała; a kiedy i mieszczanie po większej części zniemczeli, zaledwie lud wiejski przechował język i obyczaj ojczysty. A oto po kilku wiekach poniżenia dźwiga się ten naród do dawnej siły i odzyskuje mieszczan, a nawet szlachtę dla języka i obyczaju ojczystego. Przekonałem się w ostatnich czasach, że mieszczanie w zupełnie zniemczonych stronach zawiązali się w stowarzyszenia pomiędzy sobą - w domu uczą się ich dzieci po czesku czytać, zapoznają się z czeską literaturą, starsi schodzą się w tak zwanej "besedzie" słowiańskiej i tam odczytami, utrzymywaniem biblioteki dzieł słowiańskich, krzepią ducha narodowego. Przechodził ich język daleko większy ucisk, bo niektórzy nawet spowiedź św. w młodości swojej byli zmuszeni po niemiecku odprawiać, a mimo to Czechami pozostali. Jak niewiasta iskrę w popiele tlejącą rozdmucha tchnieniem piersi swej na domowem ognisku, tak zaledwie tlejącą iskrę narodowości rozpłomienił w sobie ten naród pracą własną ducha. A zatem i zbawienie Twoje z Ciebie, Izraelu! Pierwszy to przykład narodu pognębionego, który nie silą miecza, lecz siłą duchową oświaty dźwignął się z poniżenia wielu wieków. Wspomniany już przezemnie zagorzalec, poseł niemiecki, który urągał Polakom, że mają tylko gwarę potoczną, a że w piśmiennej mowie swojej mają chyba elementarz i katechizm, nie wiedzą, że o tym elementarzu i katechizmie z taką pogardą się nie mówi, bo to dzielna broń duchowa Tak jest: elementarzem i katechizmem obronim się od zagłady, jak się obronili Czesi. Najpierwsza broń nasza to elementarz, t. j. książka początkowej nauki czytania i pisania. Nie zatraci się poczucie i świadomość polskiego w nas ducha, dopóki czytać będziemy po polsku. Słyszałem o wojaku Polaku, a w ostatnim czasie o niedawna zmarłym uczonym Ignacym Domejce, którzy na obczyźnie długie lata przebywając, odcięci od wszelkiej styczności i rodakami, z krajem swoim, nie zapomnieli swej mowy rodzinnej dla tego jedynie, że się na polskiej do nabożeństwa książce modlili. Daj więc matko i ojcze w ręce dziecka twego rychło elementarz polski, żeby nauczyło się czytać w ojczystym języku, iżby przez naukę czytania mogło pozostać w duchowym związku z tobą, z ojcami twoimi, z dziadami i pradziadami, z narodem swoim. Nie sądź, że obarczysz umysł dziecka swego, umęczony już nauką szkolną. Owszem umysł dziecka twojego ożyje, odetchnie pod rosą ojczystego języka. Nie zastawiaj się nieumiejętnością nauczania. Przecież możesz się wyręczyć dzieckiem swojem już umiejącem czytać po polsku. Niechaj twoje starsze dziecko uczy młodsze, tak jak je uczy pacierza, z nim go razem odmawiając. Wynagrodź ten trud dziecku swojemu książeczką do nabożeństwa, a nawet jaką świecką książeczką zajmującą, a zachęcisz je tem dostatecznie. Z pokolenia na pokolenie tak przechodzić będzie umiejętność czytania. Jeżeli sam umiesz czytać, w niedziele i święta, w wieczory dni powszednich ucz sam dziecko swoje, nie za wiele od razu, ze spokojem a wytrwałością. Twój to przede wszystkiem obowiązek, rodzicu; bo troska o dobro i ciała i duszy dziecka doczesne i wieczne zwierzona tobie od Boga. Szkoła zastępowała cię niegdyś w dopełnieniu tego obowiązku, dziś, gdy tego nie czyni, obowiązek ten całkowicie spada na Ciebie. Ktoby sam nie umiał czytać, ani nie miał dziecka umiejącego czytać, niechaj postara się o kogoś chętnego do tej przysługi. Minister oświaty zaręczył, że przeszkód nie będzie stawiał prywatnemu nauczaniu czytania i pisania polskiego. - Mimo to niektóre władze podrzędne sprzeciwiały się nauczaniu temu. - Prawo szkolne zapowiedziane w konstytucyi pruskiej z r. 1850, dotąd się nie ukazało. Podlegamy więc, niestety! przestarzałym przepisom instrukcyi ministeryalnej z dnia 31 grudnia 1839. Wedle tejże: 1) kto chce założyć szkołę prywatną, musi wykazać rejencyi swoją kwalifikacyą naukową i moralną. Kwalifikacyą naukową ma każda osoba, która złożyła egzamin nauczycielski, dalej każdy duchowny. Kwalifikacyą moralną zaś ma dyrygent szkoły prywatnej wykazać świadectwami policji i proboszcza ze swojego pobytu w ostatnich trzech latach. Rejencya jednakże może pomimo to odmówić zezwolenia, jeżeli szkoły nie uważa za potrzebną. (Zatem dla nas to rozporządzenie obecnie bez wartości.) 2) Prywatni nauczyciele, którzy za pieniądze chcą udzielać lekcyi w przedmiotach nie wchodzących w zakres szkoły ludowej (a więc i polskiego języka) potrzebują tylko złożyć atesta moralności od policyi i proboszcza u miejscowej władzy szkolnej (a więc w. W. Księstwie Poznańskiem przesłać te papiery inspektorowi szkół) i stawić wniosek o zezwolenie na udzielanie lekcyi; w razie nie udzielenia mogą się zażalić u rejencyi a dalej u ministra. Dowodów kwalifikacyi nie potrzeba. Oprócz tego nie potrzebują atestów moralności duchowni i egzaminowani nauczyciele, u tych wystarcza proste doniesienie inspektorowi szkolnemu, iż mają zamiar uczyć prywatnie języka polskiego. Wedle § 18 instrukcyi wolno nauczycielom prywatnym udzielać lekcyi równocześnie dzieciom z większej ilości familii jeżeli kontrakt jest zrobiony : a) pewną zapłatą, b) z każdą familią z osobna, c) jeżeli odnosi się do pojedynczego przedmiotu naukowego - a więc wolno udzielać polskiego dzieciom kilku familii równocześnie bez osobnego pozwolenia, dopóki takiej szkółki nie można uważać za szkołę, t j. dopóki wstęp do niej nie jest dowolnym. (Przepis ten jest bardzo kauczukowym. Policya jest tutaj wszechwładna, ale wedle dotychczasowej praktyki nie uważano nauki udzielanej równocześnie 5 lub 6 dzieciom za "szkołę".) 3) instrukcya powyższa odnosi się tylko do nauczycieli prywatnych, którzy z nauczania robią proceder (a więc każą sobie płacić). Uczenie za darmo, za proceder uważać nie można, a więc nie podlega ono wymienionym powyżej ograniczeniom. Gdyby to jednak było wątpliwem, w takim razie trzeba będzie resztę przeprowadzić na drodze sądowej. Minister Gossler oświadczył, że rząd prywatnej nauce czytania i pisania w języku polskim przeszkód stawiać nie będzie. Jeżeli więc policya gdziekolwiek stawi jakieś przeszkody, to trzeba to policzyć na karb zbytniej gorliwości urzędników. Główna rzecz, ażeby się nie dać takiemi nagabywaniem odstraszyć, ale natychmiast zrobić za pośrednictwem komisyi wiecowej zażalenie a ewentualnie wprowadzić sprawę na drogę sądową, t j. wtedy, jeśli policya nałoży jaką karę. Należy ostatecznie przypomnieć p. ministrowi jego obietnicą i użalić się w sejmie. Już co prawda, to najpewniejsza będzie sprawa, jeżeli nauki dzieci podejmą się rodzice sami, wszędzie i zawsze, bo po za szkołą są dzieci wyłączną ich własnością. A cóż wtedy, kiedy rodzice czytać nie umieją? Rzadko się zdarzy, ażeby i ojciec i matki czytać nie umieli. Ale jeżeli oboje czytać nie umieją, niech się nauczy przynajmniej jedno z nich i to to, które do nauki jest sposobniejsze i pojętniejsze. Tu wdzięczne pole mają Kołka rodzicielskie, które obudzić powinny żądzę wiedzy w rodzicach, ażeby d przeszczepili ją w dzieci swoje. Co do Kółek rodzicielskich, najpraktyczniej zakładać takie, w których statutami wszelka polityka wykluczona o które ograniczają swoją działalność na dzieci członków. Takie Kółka nie mają obowiązku zameldowania założenia swojego policyi, nie mają też obowiązku donosić policyi o składzie członków, a w końcu mogą przyjmować i kobiety. Wszystkich tych korzyści zaś nie mają stowarzyszenia, której usiłują mieć wpływ na sprawy publiczne. - Wprawdzie policya poznańska chce Kółka rodzicielskie w parafii Św. Wojciecha w Poznaniu pod przepisy towarzystw politycznych podciągnąć, ale mojem zdaniem powinniśmy w drodze zażalenia a ewentualnie w drodze sądowej przejść. Czemu się zaleca Kółka rodzicielskie? Oto przez nie budzi się większe poczucie obowiązku - jak w bractwie, jak w stowarzyszeniu - macie tam i ułatwienie w wypełnianiu obowiązków ofiary i dobrego uczynku, mianowicie wobec dzieci opuszczonych i zaniedbanych. Tu zaś trudności ze strony władz policyjnych napotykać nie będą wcale; bo ministeryalne rozporządzenie z dnia 27 lutego 1862 usuwa wszelkie wtrącanie się policyi. W niem wywodzi minister, że cała instrukcya i dnia 31 grudnia 1839 odnosi się tylko do prywatnej nauki dzieci, a nie dorosłych, te zatem do nauczania dorosłych niepotrzebna koncesyi policyjnej, że policya nie ma prawa zakazywać nauki dla dorosłych nawet dla rzekomego braku uzdolnienia moralnego. A więc bez wszelkich ograniczeń jest dozwolone nauczanie dorosłych. - Tak, ale jak tu dorosłych uczyć czytania? czy mają sylabizować na zwykłym elementarzu dla dzieci? Otóż to nie jest nic tak zbyt trudnego. Dorosły będzie przecież miał więcej rozeznania od małego dziecka, a więc i prędzej się nauczy. Można by i dla dorosłych ułożyć elementarz, któryby i starszemu umysłowi więcej odpowiadał. Lecz i bez onego sylabizowania na elementarzu starszemu człowiekowi nie będzie zbyt trudno nauczyć się czytania. Byle poznał głoski jako tako, niechaj zaraz weźmie się do czytania na jakiej litanii, pieśni, którą umie na pamięć całkiem lub choć przez pół. Jak przebije się przez trudności przy jednej litanii, już mu łacniej pójdzie praca ta duchowa dalej. Jest to sposób bardzo stary, którego używał niejakiś Jacotot. Ten mając wiele dzieci do nauki, pisał im na tablicy jakieś zdanie wszystkim zrozumiałe, znane; i w niem kazał potom odszukiwać pojedyncze wyrazy i głosy i znów głosy składać w wyrazy i czytać. Jest to nauka pełna trudu, ale i pełna ćwiczenia umysłu a na pewno wiodąca do celu. Może nie od rzeczy będzie dać choć krótką wskazówkę, jak czytanie urządzić. Najprostszy sposób jest najpewniejszy. Podał go wiele lat temu, z jakie 40 i kilka znany pisarz i filozof nasz Trentowski w swojej Chowannie, czyli nauce o wychowaniu. - Przede wszystkiem należy poznać głosy, które same się wymawiają bez pomocy innych, tak zwane samogłosy. Są to najpierw wspólne wszystkim językom głosy: a, e, i, y, o, u. Dalej właściwe polskiej mowie: ę pośrednie po między e i y, ó, pośrednie pomiędzy o i u, nosowe ą i ę, w których zlały się głosy n i m. Wszystkie inne głosy mowy ludzkiej można tylko razem, społem z onymi już wymienionymi wymówić, dlaczego też zowią się spółgłosy. - Otóż zwykle nauczyciele silą się na wymówienie jakiekolwiek tych niewymownych głosów i łączenie ich z samogłosami w tak zwane zgłosy, co się sylabizowaniem nazywa. Trentowski słusznie poleca, toby nie silić się na wygłoszenie osobno tego, co się wymówić samo nie da, lecz żeby uczyć od razu wymowy spółgłosów tych razem z samogłosami, czyli żeby od raso czytać zgłosy i wyrazy. Uczyć dzieci swoich czytania polskiego powinni rodzice choćby dla tego, ażeby ich dziecko umiało sie pomodlić z książki polskiej, uczyć się wiary św. z historyi św. i katechizmu polskiego. Czyż moglibyście rodzice dopuścić to, ażeby dziecko wasze w innym języku modły zanosiło do Boga, jak w tym, w którym je matka nauczyła pierwszych słów modlitwy pańskiej? Albo czyż modlitwa w obcym języku zdolna pouczyć i przejąć nabożeństwem serce dziecięcia twojego? Albo czyż nauka wiary zdolna przemówić do serca, trafić do woli dziecięcia twojego, jeśli mu udzielaną będzie w języku obcym, przez pół zaledwie, albo wcale niezrozumiałym, a choćby zrozumiałym, to w języku, który nie jest mową trafiającą do serca jego, bo nie jest mową matki jego, mową ojców jego? To uznają nawet księża niemieckiego języka, n. p. na Szlązku, którzy dzieci w ich ojczystym języku do Sakramentów św. gotują, wiedząc doskonale, że nauka udzielana w języku obcym odstręczy te młode dusze od Kościoła, od Sakramentów Św., od Boga. Rząd do czasu zapewne jeszcze w szkołach pozwala uczyć religii w ojczystym języku, ale i to bardzo niedostatecznie. Nie wiem, jak jest gdzieindziej, ale na Kujawach jest następujące w tym względzie rozporządzenie w niektórych szkołach. Nauka ma się co dzień rozpoczynać od nauki religii, na którą w 4 dni przeznaczone jest tylko po pół godziny, a w drugiej połowie godziny udziela się nauki rachunków. Wiadomo, te pierwsze pół godziny zwykle niezmiernie się skraca, bo się wiele dzieci spóźnia. Więc nieraz pozostaje nauczycielowi zaledwie kwadrans godziny na naukę religii; czego w tak krótkim czasie mają się dzieci nauczyć, jeżeli nawet czytać po polsku nie będą umiały w książce katechizmowej, albo jeżeli sam nauczyciel nie umie po polsku ? W czasie nauki religii mają je nauczyciele uczyć jeszcze śpiewu pieśni kościelnych, - jak tu sobie nauczyciel poradzi, jeżeli i pieśni po polsku czytać nie będą umiały? Jest wprawdzie osobna godzina do nauki śpiewu, ale w tej godzinie mają dzieci śpiewać tylko pieśni światowe po niemiecku. W dwóch dniach są godziny początkowe całe przeznaczone na uczenie się historyi biblijnej, ale bez książek, tylko za pomocą opowiadania i po niemiecku. Czy podobna, aby się czegokolwiek nauczyły z owych pięknych i wzniosłych powieści biblijnych, opowiadanych w języku obcym? Aby się nauczyły czegokolwiek bez katechizmu i bez bibliczki, albo śpiewać pobożnych pieśni bez śpiewnika, by, broń Boże, nie ujrzały jednej litery polskiej! Jak mało dziecko z nauki bez pomocy książki może korzystać, to każdy łacno wyrozumie. To też powszechne są dziś skargi duchowieństwa na brak w nauce religii u młodzieży szkolnej. Czy ksiądz dopiero ma uczyć dzieci czytania polskiego, ażeby je mógł nauczyć historyi św. i prawd katechizmowych? Prawda, że instrukcya ministeryalna z dnia 31 grudnia 1839 r. daje duchownym wolność nauczania bez pozwolenia jakiegobądź policyi, tylko o przedsięwzięciu swojem mają miejscową władzę szkolną zawiadomić; ale gdyby na księży tę troskę o nauczenie dzieci czytania chciało się zwalać, jakżeż długo musiałaby trwać nauka przygotowawcza do Sakramentów Św.? Waszym to znów obowiązkiem, chrześciańscy rodzice, uzupełniać braki szkolnej nauki i uczyć dziatki swoje historyi św. i katechizmu. Wy za te dusze nieśmiertelne, wam od Boga powierzone, zdacie Panu Bogu rachunek, wy je zatem uczcie znać Boga i święte jego przykazania. Pomnijmy wszyscy na to, że jedynie wiara, jedynie religia św. zapewnić nam może pożądaną przyszłość pod każdym względem. Religia św. jest fundamentem wszystkich prawdziwych cnót, a zatem i miłości ojczyzny - ona tylko jedna wszystkie nasze usiłowania i prace uszlachetnia i daje im nadprzyrodzone namaszczenie. Wierność wierze ojców naszych i Kościołowi św. zapewni nam zwycięstwo, wierność temu Kościołowi, tej wierze, która przez tyle wieków prześladowana, zwyciężyła wszystkich nieprzyjaciół swoich i tym narodom, które ją przyjęły, przyniosła prawdziwą cywilizacyę czyli oświatę. Jak silną bronią jest religia w obronie narodowości, przekonuje nas pewien niemiecki prelegent w Kłajpedzie, który sarka na to, że Litwini są religijni i że nie szukają szczęścia po za swemi zagrodami. Przyznaje sam, że trzymanie się zagona ojczystego i wiary ojców jest bronią przeciw wynarodowieniu. - Księży, ojców waszych duchownych prawie wszystkich usunięto w ogóle od nadzoru nauki szkolnej; nawet odmówiono wielu nadzoru nad nauką religii świętej, choć to prawo poręczone konstytucyą pruską Kościołowi; innym księżom przyznano to prawo, ale pod warunkami, o które dopiero władza duchowna będzie musiała walki staczać, których przyjąć nie może, nie chcąc się zaprzeć znamienia katolickiego. Otóż w tych tak ciężkich czasach do was chrześciańscy rodzice należy stanąć na straży sumień dzieci waszych. Wy matki chrześciańskie, wy ojcowie chrześciańscy, jesteście urodzonymi inspektorami, urodzonymi nauczycielami dziatwy waszej: do domowego ogniska waszego nie dotrze żadna potęga ludzka: mogą z kolan matki brać dzieci, żeby ich ucho poić dźwiękiem obcej tylko mowy, żeby myśli każdej dziecka kazać się ubierać w szatę obcego słowa, ale wasz wspólnie odmówiony z nim paciorek w ojczystej mowie, wasza nauka o Bogu, o świętych Jego prawach, o świętej Jego łasce - uratuje dziecku waszemu wraz ze skarbem jego wiary i skarb jego mowy i pobożnego obyczaju narodowego. Książę kanclerz zapowiadając rozejm z Kościołem, oświadczył, że czego w kulturkampfie nie dało się osięgnąć w walce otwartej z Kościołem, to na innem polu w dziedzinie szkoły postara się osięgnąć. - Odtąd one coraz nowsze rozporządzenia szkolne gromem padają; a z nich może najstraszliwszem ono wykluczenie nawet nauki czytania polskiego ze szkoły. Ufni w opatrzne rządy Boże choć ze ściśnionem sercem, ale spokojni patrzymy w przyszłość. Ta nawała złego, którą odparła pierś ludu wiernego w czasie wojny z Kościołem, prędzej czy później roztrąci się i dziś o pierś ludu polskiego i katolickiego, stojącego mocno przy wierze, lecz i przy języku i obyczaju ojców swoich. (przygotował A.Ł., zachowana pisownia)