Ks. Paweł Kantorski (1832 - 1885)

Ksiądz Paweł Kantorski, pierwszy prebendarz przy kościele podominikańskim, rażony apopleksją, zakończył nagle żywot, przed pójściem na nieszpory, które podczas oktawy Różańca św. odbywały się codziennie w kościele pieczy jego powierzonym. Zbierając się do pójścia na nieszpory, uczuł ściśnienie serca, i wróciwszy z sieni do pokoju, usiadł na fotelu, jęknął i w jednej chwili żyć przestał. Paraliż sercowy przeciął pasmo dni kapłana, który jeszcze około 11 godziny rano podczas samy słuchał spowiedzi św. Wiadomość, która w jednej chwili doszła do kościoła, wywołała tamże płacz wielki i boleść niezwykłą, która niebawem rozszerzyła się na miasto całe. Kościół podominikański, które ksiądz Paweł Kantorski był rządcą przez lat kilkanaście, ściąga w mury swe na mocy dawnej tradycji w każdą niedzielę i święta wielkie tłumy pobożnych wszystkich stanów i zawodów, którzy zgasłego tak nagle kapłana szczególną otaczali miłością i szacunkiem. W tym kościele miało główną siedzibę Bractwo Różańcowe, Bractwo św. Tomasza z Akwinu, Bractwo Matek Chrześcijańskich, tutaj rozbrzmiewała chwała św. Jacka, odbywało się czterdziesto godzinne nabożeństwo, stąd wychodzi corocznie wielka procesja Bożego Ciała, ks. Paweł Kantorski zawsze wielce był dbały o to, aby nabożeństwa te w jego kościele z jak największą odbywały się okazałością ku zbudowaniu wiernych. Co rok przez cały Maj - miewał codziennie kazania na cześć Najświętszej Panny, codziennie widzieć go było można w konfesjonale, co miesiąc gromadził w kaplicy Najświętszej Panny liczny zastęp Matek Chrześcijańskich, zachęcając je do pobożnego i uczciwego wychowania dziatek. To też nic dziwnego, że nagła i niespodziana śmierć jego powszechną wywołała boleść i smutek. Urodzony w Kobylinie w r. 1832, skończywszy chlubnie nauki gimnazjalne, poświęcał się przez pewien czas studiom filologicznym, po czym wstąpiwszy do seminarium duchownego i wyświęcony na kapłana, powołany został na subregensa a następnie na regensa alumnatu i nauczyciela religii przy gimnazjum św. Marii Magdaleny, gdzie jako nauczyciel i jako kaznodzieja zyskał sobie uznanie i poważanie. Powołany na proboszcza parafii mokronoskiej, powrócił niebawem po spłonięciu tamtejszej świątyni do Poznania, gdzie został mianowany członkiem kolegiaty farnej, tłumaczem konsystorskim i decernentem w sprawach budowlanych, i gdzie przez dłuższy czas z niemałym uznaniem przełożonej władzy pracował. Jak dbał o ozdobę domu Bożego, tego dowodem odnowiony za jego staraniem kościół podominikański i przygotowania, jakie czynił około odnowienia kaplicy św. Jacka, dla której ze składek zakupił piękny obraz św. Patrona, a której odnowić już mu Pan Bóg nie pozwolił. Zmarł w 53 roku życia, obchodził przed 3 laty 25-letni jubileusz kapłaństwa, osieracając świątynię, której przez tyle lat gorliwie służył w uciążliwych warunkach.