Ks. Szymon Radecki (1825 - 1877)
Radecki ks. Szymon umarł 9 kwietnia 1877 r. Ks. Szymon Radecki urodził się w październiku 1825 r., nauki pobierał w gimnazjum trzemeszeńskim a po złożeniu egzaminu dojrzałości wstąpił do seminarium duchownego w Poznaniu; w Gnieźnie został wyświęconym na kapłana. Władza duchowna posłała go na wikariusza do Biezdrowa a stamtąd w tym samym urzędzie do W. Strzelcza pod Gostyniem; po śmierci ks. proboszcza Ostrowskiego otrzymał ks. Radecki wakujące probostwo w Gostyniu. Cichym był żywot i nierozgłośne działanie ks. Szymona, jednakże cnoty jego domowe i gorliwa praca zjednały mu wielki i rzadki wśród dzisiejszych smutnych stosunków szacunek i miłość u wszystkich parafian. Był to niepospolity charakter, pełen męskiego hartu obok słodyczy i niezwykłej skromności, namaszczonej wysokim poświęceniem. Skoro wybuchło powstanie w roku 1863, przyjął nie obowiązki, które włożono na barki jego, a spełniał takowe, jak przystoi prawemu synowi Ojczyzny. Za branie udziału w organizacji powstania został ks. proboszcz skazany na śmierć przez trybunał za zdradę stanu. Skutkiem tego musiał się ukrywać, a przez to na rozmaite wystawiony przykrości i niewygody, stargał swe wątłe zdrowie. W drugim procesie został zupełnie uwolniony. Powrócił tedy spokojnie do parafii swej, a od tego czasu więcej go jeszcze parafianie kochali. W roku 1867 zawiązało się za jego pobudką w Gostyniu Stowarzyszenie Czeladzi katolickiej, o którego dobro i utrzymanie całą duszą się starał. Również był ks. Radecki prezesem Towarzystwa św. Wincentego a Paulo, któremu swoją szczodrobliwą ręką dużo dopomagał. Na początku 1877 dotknięty chorobą sercową, gasł zwolna, a nie łudząc się swym stanem, patrzał spokojnym i jasnym okiem w niebo, od którego jednej tylko pragnął pociechy, tj. ulżenia po swej śmierci smutku osierociałej parafii. Nareszcie chwila gorzka rozstania się przyszła, a tę przetrwał z tą stałością charakteru, która go cechowała w życiu. Skonał opatrzony świętymi Sakramentami. Przy złożeniu zwłok Jego na spoczynek wieczny zebrały się wszystkie stany, by uczcić swego Ojca duchownego. Łzy zrosiły oczy wszystkich obecnych, gdy szanowny ks. Urban, wikariusz miejscowy a duchowny pocieszyciel zmarłego w ciężkie przeprawie do drugiego życia, przedstawił żałobnym słuchaczom stratę, jaką przez śmierć proboszcza w tak ciężkich czasach nie tylko parafia poniosła, ale i cała okolica Gostynia, która przed 8 miesiącami księży Filipinów pozbawioną została.