Ks. Wojciech Gregorowicz (1859 - 1937)
Zmarł 31 maja 1937 roku, o 5-tej rano poszedł po nagrodę do Pana, radca duchowny, emerytowany proboszcz w Benicach. Urodzony 27 stycznia 1859 z rodziców Cypriana i Marii z Trawińskich, uczęszczał do gimnazjum krotoszyńskiego, później do św. Marii Magdaleny w Poznaniu, gdzie pod okiem wuja swego prof. Trawińskiego złożył egzamin dojrzałości. Jednym z jego kolegów na ławach szkolnych był Jan Kasprowicz. Idąc za głosem powołania wstępuje na wydział teologiczny w Würzburgu, a po ukończonych studiach otrzymuje święcenia kapłańskie z rąk biskupa ratysbońskiego. Pierwszą ofiarę Mszy św. odprawia 27 marca 1885 w rodzinnym Krotoszynie. "Walka kulturalna" miała się już ku końcowi, tryumf Kościoła był widoczny. Choć srogie prawa majowe wymierzone przeciw Kościołowi jeszcze formalnie nie były wycofane, rząd pruski znużony kilkuletnim beznadziejnym zmaganiem nie śmie już ich zastosowywać z całym rygorem. Ks. Wojciech już nie potrzebuje się ukrywać po stodołach i lasach, pełniąc obowiązki powołania swego, jak jego koledzy o kilka lat starsi. Ale przychodzi na pobojowisko w całym tego słowa znaczeniu: arcypasterz na wygnaniu, liczni kapłani po odcierpieniu kaźni więziennej również wywiezieni za granice, śmierć nieubłagana kosi starszych - a seminarium duchowne od wielu lat zamknięte nie dostarcza młodych żołnierzy dla zapełnienia zdziesiątkowanych szeregów. Połowa kościołów w diecezji osieroconych: "żniwo wielkie, a pracowników mało"! Nie dziw, że administrator diecezji wymaga od młodych lewitów pracy prawie ponad siły ludzkie, że ich przerzuca tam, gdzie potrzeba największa. I ks. Wojciech przez lat 15 przebiega diecezję wszerz i wzdłuż: pracuje w Niechanowie, Domachowie, Międzychodzie, Wierzbnie, Ostrzeszowie, Odolanowie, Ostrowie pod Strzałkowem, wreszcie administruje przez lat kilka parafię w Żydowie, wszędzie pozostawiając po sobie pamięć gorliwego kapłana. W październiku 1901 powołuje go Władza Duchowna do Benic, które miał opuścić dopiero po 35 latach. W roku 1908 spada nieszczęście na parafię benicką: kościół zbudowany w XV wieku przez Rozdrażewskich został nawiedziony pożarem, który wiekowych murów wprawdzie strawić nie mógł, ale całe wewnętrzne urządzenie zniszczył. Ks. Wojciech z wielką miłością i znawstwem czcigodny przybytek pański doprowadził do dawniejszej świetności, dając dowód, że i w sprawach zewnętrznej administracji się orientuje. Jednak praca ściśle duszpasterska, prowadzenie dusz do Boga było umiłowaniem ks. Wojciecha, to też nie zliczyć tych rekolekcji, konferencji, kazań odpustowych i okolicznościowych, które głosi w dalekim promieniu, a które jednają mu licznych przyjaciół wśród wdzięcznych konfratrów, nie licząc tych dusz, które mu zawdzięczają znalezienie prawdziwej drogi. Lata płyną wśród znojnych prac; ich ścisłą statystykę może zestawić Anioł Stróż, ludzkie miary i wagi zawodzą. W dniu pięćdziesięcioletniego jubileuszu kapłańskiego 27 marca 1935 Ks. Kardynał Prymas czci zasługi ks. Gregorowicza, mianując go radcą duchownym; ale jubilat zdaje sam sobie sprawę, że czasy powojenne niosą coraz nowe zadania, stawiają duszpasterza przed nowymi problemami, że na pracę czasów dzisiejszych nie brak mu wprawdzie zapału, ale brak już sił. Toteż w kilka miesięcy po jubileuszu podaje wniosek o zwolnienie z obowiązków duszpasterskich. W samą oktawę Bożego Ciała po raz ostatni pada ks. Wojciech na kolana przed tabernakulum benickiego kościoła, po czym przenosi się do Krotoszyna do skromnego mieszkania w bliskości domu, w którym przed 80 laty ujrzał światło ziemskie, W samą oktawę Bożego Ciała roku następnego przywieziono ziemską powłokę ks. Gregorowicza do Benic i złożono na zasłużony spoczynek wśród jego dawniejszych parafian, w cieniu umiłowanego kościoła. Liczne duchowieństwo, tłumy wiernych z Benic i sąsiednich parafii oddały mu ostatnią przysługę.