Ks. Władysław Jagodziński (1879 - 1961)

Urodził się 30 maja 1879 r. w Trzeciewnicy pow. Wyrzysk z rodziców Andrzeja i Marianny z d. Zbierska. Pobożni rodzice troszczyli się nie tylko o wykształcenie swych dzieci, ale również o staranne wychowanie i dlatego zaszczepiali w ich sercach: gorącą miłość Boga i Ojczyzny. Wzrastając w takiej atmosferze syn Władysław już od wczesnego dzieciństwa myślał o kapłaństwie. Po ukończeniu klasycznego gimnazjum w Nakle - idąc za wewnętrznym głosem Bożym, wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymał 15 grudnia 1901 roku i jako młody kapłan, wikariusz pracował najpierw w Chodzieży, następnie w Żytowiecku i w Wierzbnie, a 1 stycznia 1905 r. został powołany na wikariat przy parafii archikatedralnej w Gnieźnie, gdzie spełniał równocześnie czynności kapelana przy Ks. Biskupie Andrzejowiczu. Wreszcie 1 kwietnia 1910 r. objął parafię pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Wylatowie i na tej placówce pracował aż do śmierci. Równocześnie za parafią wylatowską Władza Duchowa powierzyła mu drugą sąsiednią, małą parafię w Szydłowie. Z wielką gorliwością spełniał swoje obowiązki duszpasterskie w obydwu parafiach i dlatego w krótkim czasie pozyskał sobie serca wszystkich parafian. Szczególną miłością otaczał zawsze dzieci, poświęcał im wiele czasu, uczył religii we wszystkich klasach jeszcze w ostatnich latach dopóki nie otrzymał do pomocy wikariusza. Był też przez długie lata dziekanem dekanatu trzemeszeńskiego i na tym stanowisku zaskarbił sobie zaufanie i szacunek wszystkich konfratrów. Wrodzona delikatność i pogodne usposobienie, jakim odznaczał się przez całe życie, torowały mu drogę do serc ludzkich. Swoją ujmującą dobrocią i grzecznością obejścia jednał sobie wszędzie przyjaciół, z łatwością zdobywał sobie serca najmłodszych nawet konfratrów, którzy chętnie przebywali w jego towarzystwie. W obcowaniu z innymi był zawsze uprzejmy, pogodny, gotowy do usług, pozostając zawsze szczerym i skromnym. Nawet wśród trosk i trudności umiał zachować pogodę i równowagę ducha. Ostatnia wojna nie oszczędziła i jemu goryczy poniewierki, bo 16 grudnia 1939 r. został przez okupanta wraz z innymi kapłanami wysiedlony do Krakowa. Początkowo znalazł przytułek u ks. prałata Widłaka, a następnie przeniósł się do Miechowa, woj. krakowskie, gdzie spełniał czynności kapelana u Sióstr, które prowadziły sierociniec. Z wielką gorliwością pracował wśród opuszczonych dzieci, dobrocią i pogodnym usposobieniem zdobywał sobie z łatwością serca małych sierot oraz szacunek u wszystkich, którzy z nim się zetknęli. Utrzymywał też stały kontakt korespondencyjny z parafianami, których musiał zostawić w Wylatowie. Po wyzwoleniu Ojczyzny powrócił natychmiast na umiłowaną placówkę do Wylatowa i z wielkim zapałem organizował pracę duszpasterską w parafii i w całym dekanacie. W niedługim czasie mianowicie 6 kwietnia 1946 r. spotkało go zaszczytne wyróżnienie, bo został mianowany kanonikiem honorowym Kapituły Prymasowskiej w Gnieźnie. 15 stycznia 1950 r. został zwolniony na własną prośbę, z obowiązków dziekana i odtąd zajmował się wyłącznie swą umiłowaną parafią, gdzie z młodzieńczym wprost zapałem prowadził swą ulubioną pracę katechetyczną wśród dzieci i młodzieży. W razie potrzeby był nadal gotów każdemu spieszyć z pomocą mimo podeszłego wieku i trudności komunikacyjnych. Przez długie lata udzielał się chętnie we wszystkich parafiach dekanatu, a nawet poza dekanatem, jako gorliwy spowiednik i wybitny kaznodzieja. Wdzięczni parafianie otaczali swego sędziwego duszpasterza do ostatniej chwili wielką miłością i szacunkiem, swoją gorącą wdzięczność okazali mu w dniu 1 kwietna 1960 r., gdy obchodził 50-lecie swego pobytu i pracy w parafii wylatowskiej, a następnie znowu w dniu 15 grudnia 1961 r., gdy obchodził wyjątkową uroczystość, jakiej Bóg dozwolił mu doczekać - 60 - lecia swego kapłaństwa. Ta ostatnia uroczystość jak również cały adwent stał się dla niego zbawiennym czasem przygotowania się na przejście do wieczności. Stało się, że w 10 dni po ostatniej uroczystości jubileuszowej w pierwsze święto Bożego Narodzenia - 25 grudnia 1961 roku oddał swą piękną i szlachetną duszę Bogu. Parafianom swoim dał przykład życia wzorowego kapłana i gorliwego duszpasterza, którego serce, jaśniało cnotami niezwykłej dobroci, pogody i cierpliwości. Wśród braci kapłańskiej pozostawił wdzięczne wspomnienie konfratra uczynnego i serdecznego, szczerego przyjaciela. W nabożeństwach pogrzebowych uczestniczyli licznie nie tylko parafianie, ale również wierni z sąsiednich parafii. Z plebanii do kościoła wyprowadził zwłoki dziekan ks. kanonik Walenty Wnuk z Trzemeszna w otoczeniu wszystkich Księży dekanalnych i spoza dekanatu, a pożegnał go w czułych słowach ks. proboszcz Marian Drapikowski z Orchowa. Następnego dnia po wigiliach mowę pogrzebową wygłosił serdeczny przyjaciel zmarłego ks. proboszcz Wojciech Sereda z Palędzia Kościelnego, a J. E. Ks. Bp Lucjan Bernacki po odprawieniu żałobnej Mszy św. pontyfikalnej, odprowadził go w otoczeniu licznie przybyłych kapłanów i wielkich rzesz ludu na cmentarz w Wylatowie i tam przemówił jeszcze nad grobem./na podstawie: WAG/