Ks. Wincenty Kałkowski (1836 - 1896)

Napisano o ks. Kałkowskim, proboszczu w Wilczynie: "Hołd i uznanie należy się prawdziwej cnocie i zacności nieposzlakowanego życia. Pogrzeb jego był dowodem, że szczera i gorąca praca dla dobra powierzonego ludu, głęboka miłość Boga i bliźniego znajdzie zawsze poszanowanie i cześć u wszystkich". Zmarł 17 października 1896, eksportacja zwłok do kościoła odbyła się 20 października. Kondukt prowadził ks. biskup Likowski, który przybył z Poznania. Obok licznie zebranego obywatelstwa i parafian stawiło się również 20 księży. Gdy trumnę wniesiono do kościoła i ustawiono na katafalku, zwrócił się ks. biskup do zebranych i w słowach idących ze serca przyjaciela bolejącego nad stratą dobrego przyjaciela sławił zasługi gorliwego kapłana, gorącego miłośnika Boga i ludu, niestety tak wcześnie odwołanego z pola walki. Powiedział - "Nie myślałem nigdy, że przyjdzie mi żegnać trumnę kryjącą szczątki drogiego przyjaciela, z którym węzeł przyjaźni zadzierżgnąłem w ławie szkolne, a która to przyjaźń pozostała do końca niezachwianą. Lecz nie tylko jako przyjaciel ale długoletni zwierzchnik duchowy daję zmarłemu świadectwo, iż był kapłanem według Serca Bożego. Po trzech rzeczach poznać dobrego i gorliwego kapłana: z miłości do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie; ze starania o Dom Boży i z pracy około zbawienia dusz powierzonych. A właśnie w tych trzech rzeczach ks. Wincenty był prawdziwie wielkim. On to nie tylko sam codziennie korzył sie u stóp ołtarza na Adoracji Najświętszego Sakramentu, ale także zebrał zastęp kapłanów, którzy sobie za cel wzięli w szczególniejszy sposób cześć do Najświętszego Sakramentu, i stanął na ich czele jako dyrektor Stowarzyszenia Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu wśród kapłanów. To też nie dziw, że kochał Dom Boży, to mieszkanie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Kiedy przed 10 laty (1886 r.) przybył do Wilczyna, to zastał kościółek ubogi, mały, walący się i nie mogący pomieścić więcej niż 400 osób. Dziś na miejscu tego małego, ubogiego kościółka stoi wspaniała obszerna świątynia jedna z najpiękniejszych w naszych diecezjach, świadcząca po wszystkie czasy, jak gorliwym był kapłanem, który nie szczędził ani trudów, ani zabiegów, ani własnej kieszeni byleby tylko Bogu zgotować mieszkanie. Wiedzą też i czują parafianie jakiego stracili ojca dbałego o ich potrzeby duchowe. Stąd też płacz i lament wielki. O bo też ks. Wincenty co chwila sprawiał ludowi swojemu gody duchowe, co chwila urządzał misje, rekolekcje, ćwiczenia duchowe tak iż z obfitości czerpać mogli ze źródeł łask, które im otwierał". Mowę ks. biskupa zagłuszał nieraz głośny płacz i jęk boleści zabranego ludu. Sam dostojny mówca nie mógł powstrzymać łez i widziano, jak gorąco ukochał ks. WIncentego. Na drugi dzień, 21 października 1896 roku jeszcze większe tłumy zebrały się by oddać ostatnią przysługę ukochanemu kapłanowi. Byli obecni także przedstawiciele obywatelstwa pp. hr. Kwileckich z Dobrojewa, Łąckich z Lipnicy, Grabowskich etc. W Nabożeństwie i pogrzebie wzięło udział 48 kapłanów przybyłych nawet z dalekich stron a wśród ich grona byli także ks.ks. kanonicy - Pędziński, Jedzik i Krępeć z Poznania, Dziedziński z Gniezna. Ks. Szambelan Woliński ze Strzelna, ks. Radca Kotecki z Poznania i inni. Po wigiliach i uroczystej Mszy św. którą odprawił ks. kanonik Krępeć, wstąpił na ambonę ks. szambelan i dziekan Jaskulski z Biezdrowa. Po skończonej mowie na barkach swoich zanieśli parafianie zwłoki ukochanego swego pasterza i złożyli je w grobie przy kościele za wielkim ołtarzem.