Ks. Wacław Mayer (1872 - 1930)
Urodzony dnia 1 września 1872 roku w Wągrowcu pochodził z rodziny szczerze religijnej. Ukończywszy gimnazium w mieście rodzinnym wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu, gdzie odznaczał się niezwykłą sumiennością i pilnością w naukach oraz szczerą pobożnością i miłym obejściem wobec kolegów i profesorów. To też przełożeni, a nawet sam arcybiskup rychło zwrócili na niego uwagę. Po ukończeniu studiów w Seminarium Gnieźnieńskiem i otrzymaniu święceń kapłańskich dnia 13.03.1897 r. powołany został od razu do Poznania na wikariusza i mansjonarza do Fary. Arcypasterz upatrzył sobie bowiem w nim współpracownika do budzącej się wówczas u nas działalności społecznej duchowieństwa, spowodowanej wiekopomną encykliką Leona XIII "Rerum novarum". Do tej pracy społecznej, ściśle związanej z duszpasterstwem, potrzeba było osobno wyszkolonych księży. Do grona wysłanych na kursy społeczne do ów należał wtedy obok ś.p . ks. Kazimierza Zimmermana, późniejszego profesora i rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego i kilku innych kapłanów, także młody mansjonarz famy ks. Wacław Mayer. Owocem spostrzeżeń i doświadczeń, porobionych przez ówczesnych księży - społeczników w Niemczech, było założenie u nas w Poznaniu pisma pod nazwą "Ruch chrześcijańsko-społeczny". Założycielem był ks. Zimmerman, do współpracowników zaliczał się również ks. Mayer. Dalszym wynikiem było zakładanie katolickich towarzystw robotniczych w parafiach, utworzenie związku tychże towarzystw, którego pierwszym sekretarzem generalnym został ks. Mayer, a wreszcie urządzane dla ogółu duchowieństwa wielkopolskiego kursy społeczne, na których wygłaszał odczyty i referaty. Po siedmioletniej działalności kapłańskiej w Farze, objął ks. Mayer w zarząd największą wówczas parafię poznańską na Jeżycach. Była to parafia niedawno utworzona, która prócz kościoła niezupełnie jeszcze wykończonego, nie posiadała ani mieszkań dla księży i służby kościelnej, ani też własnego cmentarza grzebalnego. A kiedy po 10 latach przeszedł z Jeżyc na probostwo św. Marcińskie, zostawił tam pięknie wymalowany kościół, obszerny dom na mieszkania dla księży oraz obszerny cmentarz. Wszystko to zaś tworzył w warunkach niezmiernie trudnych. Wówczas zamianował go Administrator diecezji ks. biskup dr. Likowski, w dowód szczególnego zaufania, dziekanem poznańskim. W 1913 roku obejmuje ks. dziekan Mayer parafię św. Marcińską, a pierwszą jego myślą i troską była sprawa budowy nowego kościoła, na co już poprzednik jego przygotował plany, nie zdążył ich jednak wskutek śmierci wykonać. Dzieło jego podjął odważnie ks. Mayer i wziął się do zbierania funduszów na cele budowy nowego kościoła. Ale w roku 1914 przyszła wojna a po wojnie inflacja i zniszczyła nagromadzone w poważnej kwocie ćwierć miliona marek niemieckich kapitału. Był to cios, którego ks. Wacław długo nie mógł przeboleć, ale nie złamał jego energji. Skoro tylko warunki się poprawiły, odnowił gruntownie cały kościół św. Marciński, postawił nową dzwonnicę i nową plebanię. W uznaniu zasług, położonych nie tylko w zewnętrznej pracy parafialno-administracyjnej, ale przede wszystkiem w pracy niestrudzonej dla zbawienia dusz w rozmaitych jej dziedzinach, posypały się na ks. Mayera rozmaite odznaczenia i godności. Otrzymał więc godność prałacką, powołany został jako sędzia prosynodalny do Arcybiskupiego Sądu Duchownego, był proboszczem - konsultorem, został członkiem Komisji katechizmowej i Diecezjalnej Rady Administracyjnej, a w końcu jeszcze inspektorem nauki religji w szkołach powszechnych miasta Poznania. Ten niezwykły pęd pracy znamienną był cechą ks. Mayera, ale on też wraz z nieodłącznymi trudami i troskami poderwał przedwcześnie siły jego żywotne. Pierwszy raz zachwiały się one poważnie przed trzema laty, kiedy z okazji misji po kilkogodzinnej pracy w konfesjonale uległ lekkiemu porażeniu w listopadzie ubiegłego roku, bezpośrednio po ukończonym czterdziestogodzinnym nabożeństwie powtórzył się atak po raz drugi, a w poniedziałek 5 maja po raz trzeci i położył kres jego życiu. Umarł na posterunku, w czasie obrad Dozoru Kościelnego. Wszystkie lata kapłaństwa swego spędził ks. Mayer w Poznaniu, przez 34 lata pracował w stolicy Wielkopolski w winnicy Pańskiej dla dobra dusz, a połowę tego okresu długiego przebył w parafii św. Marcińskiej, bo lat 17. Dla swej niezwykłej a wrodzonej dobroci serca, dla swej serdecznej uprzejmości, z jaką odnosił się do swoich parafian i do wszystkich znajomych czczony i kochany był przez wszystkich. To też pamięć jego w sercach ludzkich nie prędko wygaśnie, a dzieła jego zapewnią mu trwałą i chlubną kartkę w dziejach kościelnych m. Poznania. Schodzi z nim do grobu świetlana postać prawdziwie "dobrego pasterza" wedle serca Bożego. Pogrzeb prałata Mayera odbył się dnia 9 maja, kondukt prowadził z kościoła na cmentarz J. E . ks. biskup Dymek w towarzystwie przeszło 100 kapłanów i nieprzeliczonych rzesz ludności Poznańskiej.